poniedziałek, 30 marca 2009

Druid

Uwielbiam wieczory, kocham noce. Według definicji jestem sową. Taką rasową.
Magię widzę w zmroku. Moje wieczory zaczynają się od szafiru nieba. Kiedyś marzyłam o obcisłej sukni z rozporkiem do granic możliwości w tym kolorze. Kończą się długo potem, gdy postanawiam posłuchać rozsądku i zgasić lampkę. Te godziny pomiędzy odczuwam jako dar.
Zapada coraz głębsza cisza, w kolejnych oknach gasną światła, a ja nabieram przekonania, że świat należy do mnie.
Zasypiam z kartką i ołówkiem przy łóżku. Czasem leżą do rana bezużyteczne, ale gdy przychodzą, przypływają czy przylatują myśli, potrzebuję ich jak powietrza. Lubię poranne zaskoczenia, gdy okazuje się, że sen o napisaniu kilku słów nie był snem. Czasem ścieląc łóżko podnoszę moje akcesoria z podłogi z przeświadczeniem, że są w takim stanie, w jakim je wieczorem położyłam, a tu ukazują się słowa.
Tak było też jakieś pięć lat temu. Budzik uświadomił mi, że czas do pracy. Spowolnione ruchy zaspanej kobiety. Ścielę łóżko, podnoszę kartkę. I słowa. Usiadłam próbując przypomnieć sobie sen.
Byłam na plaży z grupą obcych ludzi. Była noc, siedzieliśmy w ciszy wokół ogniska i zdawaliśmy egzamin. Z czego-nie pytajcie. Nie wiem. Nagle podszedł druid. Oglądaliście "Harrego Pottera"-to był ten druid. Popatrzył na nas z tym swoim uśmiechem i powiedział: "Odpowiecie na wszystkie pytania to tak, jakbyście nie odpowiedzieli na żadne. Pytanie klucz brzmi: czym różni się wszedzie od gdziekolwiek?". I rozpłynął się.
Czym różni się wszędzie od gdziekolwiek?-takie słowa znalazłam na kartce. Minęło pięć lat, a ja nie zdałam jeszcze tego egzaminu. Poprawka za poprawką.
Szukam korepetytora!

sobota, 14 marca 2009

Wiosennie dzisiaj

Marzec od zawsze był moim ulubionym miesiącem. Za mną zimowe ciemności, dni są coraz dłuższe, jaśniejsze ranki. Przede mną zapowiedź wiosny, zieleni, słońca, ciepła, otwartych drzwi na taras. A potem wizja lata i pięknej jesieni-wizja dalekiej lecz bliskiej przyszłości. W marcu wiosna jest tuż za rogiem, wygląda niepewnie i chowa się onieśmielona.
W marcu się chce! Chce się pięknie wyglądać, chce się zdrowo odżywiać, uprzątnąć mieszkanie i życie. To w marcu robię plany i postanowienia, bo w Sylwestra brak mi tej energii słonecznej, tych baterii dopiero teraz naładowanych i tego światła, w którym wszystko wygląda inaczej.
Wczoraj wieczorkiem dwaj panowie z salonu meblowego przywieźli mi szafę. Kładąc się spać zostawiłam niezły rozgardiasz. Nie chciałam przekładać wszystkiego ze starej szafy, więc trochę mi zajęło i jeszcze zajmie czasu zanim rozpracuję, gdzie co powinno się znaleźć. Torba do PCK rośnie, ta na śmietnik też, część ląduje na półkach do przerobienia. A więc do pracy!

wtorek, 10 marca 2009

Wisienka na torcie

Kawałek mojej pracy polega na uśmiechaniu się. Czasem to trudna praca i bywa, że mnie przerasta. Wtedy zastanawiam się, skąd we mnie tyle cierpliwości. Czytałam gdzieś kiedyś, że cierpliwość to składnik miłości macierzyńskiej. Myślę, że to prawda, chociaż nie kojarzy się najlepiej, bo słysząc: "bądź cierpliwy" czujemy się upominani, choćby nie wiem jakim tonem zostało wypowiedziane. Moja cierpliwość macierzyńska-i zapewne wielu innych matek-wzięła się nie wiadomo skąd. Przyszła i została. I to nie upominanie, to nie zagryzanie języka, to zwykła natura rzeczy.
Cierpliwość bez macierzyństwa bywa trudna. Przede wszystkim do pewnego pana z mojej pracy, który przez dwa lata nic nie robił biorąc pensję, co mnie oburzało, a niedawno obudziło się w nim coś na kształt ambicji i teraz dziwię się, jak mogła mnie jego bezczynność oburzać. Zdecydowanie wolałam go z daleka od biura.
Ale wczoraj utarłam mu nosa:) Przed zebraniem zarządu zażądał ode mnie królewskim tonem sporządzenia listy tych, którzy nie opłacili składek członkowskich za zeszły rok. Sporządziłam, a jakże, z dziką satysfakcją. Po dwóch godzinach stanął przed moim biurkiem z pytaniem nie znoszącym sprzeciwu, czy gotowe. A jakże, gotowe. Wziął listę w dłoń i połowa jego osoby czytała spis nazwisk, podczas gdy druga przemawiała, jak to ludzie są nieodpowiedzialni angażując się w coś, a potem nie dotrzymując obowiązków, jak to on im wyśle pisma, jak od nich zażąda, jaki to będzie konsekwentny itd. I nagle zdania zaczęły zwalniać, twarz blednąć, by za chwilę nabierać powoli acz stanowczo czerwieni, bo...
...bo jego nazwisko-jak najbardziej zasłużenie-wstawiłam na ostatnim miejscu listy. Taki deserek, co to kością w gardle staje. Taka wisienka na torcie, gdzie trzeba uważać na pestkę. Smacznego!
"Lecę, bo jestem umówiony"-usłyszałam tylko i tyle go widziałam.
Cierpliwość cierpliwością, ale ja chyba trochę złośliwa jestem...

piątek, 6 marca 2009

Ból głowy nie tylko do zatok

I znowu zatoki! Człowiek działa czasem z opóźnionym zapłonem. W tym wypadku zdecydowanie. Mówiła Mama: nos czapkę? Mówiła, a jakże. I mała córcia czapkę zakładała, a potem tuż za rogiem czapka lądowała w tornistrze. Bo obciach, bo brzydsza jakaś przez nią, bo już dorosła i wie, co robi.
Nie wiedziała. Teraz wie, ale teraz to już trochę za późno.
Nic to! Zbliża się weekend-wygrzeję. Dziś wzięłam sobie wolne. Zabrałam pracę do domu i spokojnie mogę zasiąść do niej po południu. Jak zwykle na te dwa dni mam planów co niemiara i pewnie mały procent zrealizuję, bo wciąż mam problem z przeliczeniem sił na zamiary.
W domu jeden wielki rozgardiasz od przedwczoraj, kiedy to przy sprzątaniu szafy najpierw spadła mi na głowę rurka na wieszaki, a zaraz potem półka oberwała drobne podtrzymywacze. Tak to jest, gdy zainwestuje się w chłam z Jyska. Pomieszkałam w tej szafie niespełna rok i dziś nadszedł czas poszukania czegoś konkretnego na miarę skromnej kieszeni, a właściwie skrzynki na czarną godzinę. Czuję w kościach, że czas ją opróżnić.
Za oknem pogoda jak z Hitchcock'a. W nocy wiatr przywiał granatową reklamówkę od sąsiadów i teraz obija się o barierki. Wypiję gorącą mocną herbatę i w drogę.