niedziela, 12 lipca 2009

Znajomi

Zakładając bloga na interii otrzymuje się w pakiecie "znajomych." Bloga można zahasłować, ale na "znajomych" tkwi się w pełnej krasie i żadna interwencja tego nie zmieni. Próbowałam.
"Znajomi" tylko z nazwy służą do zawierania znajomości ot takiej zwykłej, przyjacielskiej, do pogadania. Jak to znajomi. Pisałam bloga na tym portalu przez trzy lata i pomijając kobiety, które stały mi się bliskie poprzez czytanie i komentowanie moich wpisów, żadna spoza blogowej rodziny do mnie nie napisała. Natomiast mężczyźni owszem. Trudno było by mi zliczyć, ilu przewinęło się przez mój profil, ale bywały dni po kilka listów. I może jestem przewrażliwiona, ale wszystkie miały to samo podłoże. A ja dziękuję. Ja chciałam po prostu pisać.
Na kilka listów odpisałam, na te sympatyczne i nienapastliwe, grzecznie dziękując za ten typ znajomości. Tak wypadało. Ci, którzy nie otrzymali odpowiedzi, nie przejmowali się tym, bo - jestem przekonana - swój tekst skopiowali i wysłali do innych duszyczek, które być może zareagowały na ich słowa. Dwa razy udało mi się otrzymać ten sam list w odstępie kilkumiesięcznym. Nawet nie próbuję zrozumieć, co kieruje takimi mężczyznami.

Dziś, po długim czasie, zajrzałam na tamten profil. Skasowałam 37 listów niewiele się od siebie różniących. Byłam niekulturalna: nie odpisałam. Pewnie nikt się nie zasmuci. A poniżej jeden z tych listów, które powodują uśmiech. Czy ktoś chce odpisać?

"Ozdobo Przyrody!

Stwórca był dla Ciebie łaskawy, łącząc w niezwykle udatny sposób molekuły Twojego Ciała... Ja jednak pragnę czegoś więcej ponad apoteozę Twej Ziemskiej Powłoki!!!

Czy byłabyś skłonna nawiązać ze mną dialog na płaszczyźnie emocji i intelektu?

Twój Smakosz Robert:)"

piątek, 10 lipca 2009

Małżeństwo

Jak to jest z tym małżeństwem? Święty sakrament, prawda?
To ja poproszę o wyjaśnienie, wytłumaczenie - bo nie rozumiem, bo może ja nierozgarnięta jakaś, może nierozumna, a już na pewno zła - co ze świętością ma związek dwojga ludzi, z których jedno jest oprawcą a drugie ofiarą? Jak zwie się ów sakrament? Bo dla mnie on ani święty, ani świecki.
Co ma zrobić ofiara, która dla tej drugiej połowy sakramentu jest nikim w najlepszym wypadku, bo zazwyczaj oscyluje daleko poniżej zera? Gdzie ma pójść, gdy mały skarb plącze jej się rozkosznie pod nogami i szuka miłości? Co ma zrobić, gdy najbliżsi wcale nie są najbliżsi? Oni nawet nie grają, że są. Kiedyś można to było wyczytać z dowodu osobistego, a teraz państwo i tego ich pozbawiło. Ukrywają się, oczy odwracają, a gdy usłyszą pytanie: "Co mam zrobić?", odpowiadają: "Wytrzymaj". Zwykłe "wytrzymaj" bez zapewnienia, że będzie dobrze, bo sami w to nie wierzą, ale tak trzeba, tak wypada. A potem wracają do swoich spraw, a ty - człowieku minus nieskończoność - radź sobie sam.
Dużo dziś we mnie złości, ale jestem z Tobą, Kochana. I jeśli tylko uwierzysz, że Twoje odbicie jest wysoko ponad zerem, zobaczysz, że nie tylko ja tam na Ciebie czekam.