piątek, 25 czerwca 2010

Zakróliczona


Jeszcze dwie nogi i kawa - obiecałam sobie. Nogi nie moje, a przyszłego królika. 
Dwie nogi jakoś przeżyłam,  przeniosłam się z podłogi w wyższe sfery, w pobliże wiklinowego stoliczka i sącząc czarny napój wkładam w filiżankę całą swą wiarę, że mi pomoże. Podczas pełni spać nie mogę. A może raczej: nie muszę, bo nie to, że spać nie mogę lecz spać mi się nie chce. Oczywiście tylko w nocy, bo gdy nadchodzi poranek, zaczynam się robić senna, a tu żyć trzeba. Każda pełnia skłania mnie do myślenia o przodkach - moi pewnie mieli większy zarost na większej powierzchni ciała i zdecydowanie większe zęby. Wilcze. Dobrze, że mi się szwędacz nie włącza, bo oni raczej podczas pełni w domu nie siedzieli. 
Powinnam lepiej dobierać filmy i książki.
Wczoraj był zadziwiający dzień. Postanowiłam podbić nowy rynek i wybieram się na początku lipca na jarmark spory kawałek od domu. Przez półtora tygodnia udało mi się przygotować niezłą ilość wyrobów. Wczoraj natomiast przychodził mail za mailem z pytaniami i zamówieniami i tak biegając pomiędzy laptopem a maszyną do szycia, wszystko wyprzedałam. Czy pełnia wpływa na chęć posiadania królików?
Dziś więc szyję i nadziewam króliki. Nie jest łatwo, bo prawy kciuk wczoraj w szkło wsadziłam. Kuchnia to miejsce pełne niespodzianek. Ocieplina przykleja się do plastra i igłę dziwnie się trzyma. Ale za to nauczyłam się wiązać supełki lewą ręką!
Kawa wypita. Wracam do kicajków.
Miłego dnia:)

poniedziałek, 21 czerwca 2010

Ciśnienie spadło i dopadło


Wcale nie czuję, że to najdłuższy dzień w roku. Minął jak w oka mgnieniu. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że to mgnienie oka jakieś takie ospałe, ale ja z tych, na których kawa nie działa. 
Prawie cały dzień poza domem, w wielu miejscach, w wielu wymiarach. I z ogromną parasolką u boku, którą to z rozsądku postanowiłam dzierżyć i oczywiście okazało się, że ją tylko przewietrzyłam, bo niby czemu akurat dziś natura miała by przestać ze mnie drwić.
Już rok temu Syn skończył gimnazjum. Byłam przewodniczącą prezydium szkoły, więc konto bankowe było na mnie (takie tam zwyczaje). Teraz sobie o tym przypomnieli i poproszono mnie o zlikwidowanie. Umówiłam się z przemiłą Panią sekretarką w piątek w banku. I zawaliłam. Nie do końca świadomie, bo czułam, że coś miałam w przyczyn niezależnych jeszcze odwołać. Ale tylko czułam. Pani zadzwoniła z miejsca naszego spotkania, ja się pokajałam i umówiłyśmy się na dziś. Pełna wyrzutów sumienia nalegałam, że się dopasuję i tym oto sposobem pomiędzy porannym masażem a spotkaniem w banku miałam trzy godziny szwędania się po mieście, bo do domu nie opłacało mi się wracać.
Zakupy do lodówki w jednym miejscu, dla kota w drugim, chemia w trzecim. Wędrówki po sklepach poprzeplatane najsłodszymi wizytami w pięciu księgarniach w poszukiwaniu pewnej książki. Bez skutku. Po drodze poczta, a tam Pani Ela. Moja kochana Pani Ela, której wieki nie widziałam. Połaziłyśmy pod ramię po mieście załatwiając jej sprawy i rozmawiając. "Ile masz jeszcze czasu?" - zapytała. Zostało mi 40 minut. "Wiesz, połaziłabym po księgarniach" - odpowiedziała, a ja z przyjemnością nie oponowałam, choć raczej nie wierzyłam, że poszukiwana książka jakimś cudem znalazła się na którejś z półek.
A teraz siedzę sobie z laptopem na kolanach, z kotem na stopach i przysypiam popijając genialną imieninową zieloną herbatkę od Agi. Dla bardziej wnikliwych: imieniny były półtora miesiąca temu - nie dziś, herbata parzona dziś - nie półtora miesiąca temu.
Dobrej nocki*
Ps. A książkę zamówiłam sobie przed chwilą przez internet:)

niedziela, 13 czerwca 2010

Letnie dni


Upały cudowne. Woda mineralna zamieszkała w miednicy z zimną wodą w łazience, bo lodówka zastawiona dzbankami z mrożoną zieloną herbatą z cytryną i butelkami maślanki. Kot uprawia wędrówki domowe w poszukiwaniu chłodniejszego miejsca od tego, który chwilę wcześniej zagrzał swoim futerkiem. Pranie schnie w oka mgnieniu. I w oka mgnieniu brązowi się skóra na nogach wystawionych z ogromną przyjemnością na balkon, podczas gdy łapki zajęte szyciem.
Dni piękne. Truskawkowe. Gdy świat zanurza się w truskawkowej magii, nic innego godnego skonsumowania dla mnie nie istnieje. Bywa, że przypłacam to dziwnym bulgotaniem w żołądku, ale to takie wiosenne granie.
Dziś jednak stęskniona działań kuchennych postanowiłam zaszaleć. Upiekłam dawno nie pieczony pasztet z pieczarek. Nie chciał wyjść, jak to zwykle czyni, w całości, więc wylądował w lodówce w blasze jako pasztet do smarowania. Ważne, że pyszny.
Za chwilę wstawiam do piekarnika moje pierwsze w życiu chlebki pita. Już wiem, już pogodziłam się z faktem, że raczej nic z nich nie wyjdzie. Pita rośnie trzy razy po godzinie w różnych formach: po zagnieceniu w kuli, po kolejnym zagnieceniu w kształcie kuleczek i po rozpłaszczeniu na placki. Moje ciasto w żadnej z postaci ani drgnęło. Nie wiem, czy drożdże złośliwe, czy kuchnia się na mnie obraziła.
Daję szansę chlebkom pita-jeśli jej nie wykorzystają, to ja się obrażę. Jestem kobietą, wolno mi!

środa, 9 czerwca 2010

Pachnidło


Wracałam do domu z masażu. Dochodziłam do drzwi bloku, gdy uderzył mnie ten zapach. Zatrzymałam się i zaostrzyłam zmysły.
Musiałam wyglądać -  hm... inaczej, bo nadchodząca z naprzeciwka kobieta z psem zatrzymała się obok i zaczęła mi się dziwnie przyglądać, a potem rozglądać. Też zaostrzyła zmysły.
- Co tu tak pięknie pachnie? - zapytałam.
Kobieta bardziej zaostrzyła zmysły. Patrzyłam na nią z nadzieją, że rozwiąże zagadkę. 
Kobieta zaostrzała zmysły i zaostrzała, mrużąc oczy i marszcząc czoło.
- I co? Wie pani, co tak pięknie pachnie? - zapytałam z nadzieją.
- Chyba tak - odpowiedziała. - To ten czarny bez tak śmierdzi.

wtorek, 8 czerwca 2010

Niewiele mam?

O "znajomych" w interii pisałam TU (klik). Okazuje się, że mimo, iż nie bywam tam od bardzo dawna, listy nadal przychodzą. Oto jeden z ostatnich (pisownia oryginalna):


witaj mam na imie oktawian mysle ze jestes fajna dziewczyna choc tak malo o sobie napisalas w profilu ja sam tez niemam za wiele wiec moze sie poznamy pozdrawiam

I tak sobie myślę, czy rzeczywiście mam niewiele?  Bzdura! Myślę sobie, co mam. Mam wszystko, czego mi do szczęścia potrzeba.
Wybacz Oktawianie (czy raczej oktawianie), nie poznamy się.

piątek, 4 czerwca 2010

Kryminalistka


Wiedziona strachem, że na długi weekend zostanę bez książki, wybrałam się w środę do biblioteki. Pogoda przepiękna, słońce pełną parą. Dwa w jednym: książki na dobranoc i cudny spacerek.
W bibliotece zagadałam się troszkę z moimi Paniami i nim się obejrzałam, pogoda zmieniła się diametralnie. Za oknem ujrzałam czarne niebo. 
Wszystko ma swoje miejsce na ziemi, a miejsce mojej parasolki jest w domu.
- Biegnę - rzuciłam i z torbą pełną książek wybiegłam z biblioteki. Lunęło tak nagle i intensywnie, że zanim dobiegłam do przystanku, drogą płynęła rzeka, z włosów spływało mi pod bluzkę, spodnie nabrały kilogramów, buty zrobiły się śliskie, że nie wspomnę o mokrych majtkach. Wspomniałam.
Nim przyjechał autobus, doszłam do etapu "wszystko mi jedno" i postanowiłam zrealizować resztę planu, czyli wysiąść przystanek wcześniej i zrobić zakupy. Wysiadłam i posunęłam (próbował ktoś iść w mokrych spodniach?) do sklepu. Ekspedientka wydusiła z siebie jedynie "ojej", co skwitowałam uśmiechem, bo nic więcej nie potrafiłam wydusić. Dopakowałam torbę z książkami zakupami, w drugą łapkę wzięłam żwirek dla kota i tak obładowana wyszłam ze sklepu. 
Tuż obok był warzywniak. Wiosną to mój ulubiony sklep. A jeszcze w tak piękną wiosenną pogodę! Posunęłam do warzywniaka. Ekspedientka wydusiła z siebie jedynie uśmiech, co odwzajemniłam wydusiwszy swój i chwilę potem z trzecim pakunkiem wysunęłam ze sklepu.
Przed sklepem stał radiowóz. Gdy pojawiłam się w drzwiach, z radiowozu wyszedł policjant.
- Gdzie pani idzie z tymi torbami.
- Do domu - odpowiedziałam.
- Proszę wsiadać.
Zamurowało mnie. Zapłaciłam za wszystko, za każdą marcheweczkę i rzodkiewkę w pęczku.
- Zrobiłam coś złego, czy po prostu żałośnie wyglądam?
- No, wzbudza pani litość - usłyszałam. - Podwieziemy.
I taką oto limuzyną zajechałam przed blok. Mam tylko nadzieję, że choć jedna sąsiadka w tym momencie wyjrzała przez okno, by sprawdzić, czy się przejaśnia. Zdecydowanie za mało dostarczam tematów do plotek, a o sąsiadów trzeba dbać:)