sobota, 11 grudnia 2010

Baterie wyładowane

Troszkę nam się zima rozpuszcza. Dziwna konsystencja pod stopami.
Pierwsza wywrotka za mną i pierwsze zgubione rękawiczki. Pierwsze koty za płoty. I jak znam siebie, nie ostatnie.
Od kilku lat kupuję rękawiczki uniwersalne w kiosku, z popartym faktami przeświadczeniem, że są kilkurazowe. Dziś jednorazowe. Przed wyjściem z domu rozpakowałam je z woreczka, a gdy wysiadałam z autobusu, już ich nie było. Tyle badań naukowcy ze Stanów Zjednoczonych i Kanady przeprowadzają (ostatnio okazało się, że gdy kończymy 19 lat, z każdym rokiem o jeden procent spada nasza zdolność do zakochania się w idealnym partnerze oraz że ponad połowa tyranozaurzych maluchów nie przetrwała z powodu drapieżników), a o badaniach na temat nałogowego, natrętnego wręcz gubienia rękawiczek milczą. 
Tylko parasolki nie gubię, bo zawsze zapominam ją zabrać z domu. Jest piękna, więc po co ryzykować. Tak sobie tłumaczę moje roztargnienie. 
A może ma to podłoże emocjonalne, genetyczne lub nawet epokowe?
Nie czas na rozmyślania, czas na sen. Wyłączam telefon, budzik pozbawiam baterii, czyli wyłączam się, bo baterie mi się wyczerpały. Jutro też jest dzień.
Kolorowych snów:)
Ps. Poproszę o prawdziwą zimę!