wtorek, 9 sierpnia 2011

I po remoncie

Skąd się bierze leń? Znienacka. Albo z Nienacka - jest taka miejscowość?
Dopadł mnie właśnie. Poddałam się bez walki. To jak spełnienie marzenia cyborga o byciu człowiekiem:)
Panowie remontowcy już sobie poszli. Dzień po zniknięciu rusztowań postanowiłam uczcić długim snem - wreszcie! - ale o siódmej piętnaście w moje słodkie senne marzenie wdarł się dziwny dźwięk. Człowiek z kosiarką. Kolejna aspołeczna profesja. Wiele lat przede mną, jeszcze zdążę się wyspać.
Balkonik malutki się zrobił przez ocieplenie. Do tego złe źródło informacji miałam, bo nie jest fioletowy, a żółty. Choć może lepiej żółty niż siny, jak twierdził Marian ("Mariaaaan, podaj farbę!". "Jaką? Żółtą czy siną?"). Winorośl moją ukochaną musiałam przesadzić w mniejszą donicę, a właściwie dwie mniejsze, bo balkon niegabarytowy i żadna podłużna dostępna w sklepie by się nie zmieściła. Przesadziłam, ale nie jestem pewna, czy coś z tego będzie. Po dwóch miesiącach spędzonych w pokoju wyłysiała z rozpaczy. Czy zwykłe trzymanie kciuków wystarczy, czy jakaś mała magia by się przydała? Ratowaliście kiedyś winorośl?
Okna połowicznie doskrobane. Na razie w kuchni. Oj niechlujni ci nasi robotnicy! Była woda, woda z płynem, woda z octem, mleczko, proszek, szczotka, ściereczka na nożu i ja spływająca potem. Potem w sensie kropelki, nie że później, bo spływałam przez trzy godziny skrobania. Pani domu super turbo. Opłacało się, bo śniadanie w słońcu bezcenne! Jutro czas na pokój. Będzie się działo. 
No, chyba że co niektórzy nie wrócą do Nienacka:)