niedziela, 20 listopada 2011

Powrót do przeszłości

A gdyby tak się spiąć w sobie i rozdwoić? Dwa razy szybciej zrobić to, co do zrobienia, a może nawet i więcej? A potem walnąć się na łóżko (lub dwa) i wyspać za dwoje?
Wydawało mi się, że mam wyobraźnię, a nie potrafię sobie wyobrazić życia naszych prababek. Posprzątane bez odkurzacza, ściereczek z mikrofibry i pronto w sprayu. Ugotowane na piecu, w którym by rozpalić trzeba sobie przynieść, a wcześniej nadziabać. Wszyscy nakarmieni i pozmywane bez nawilżającego balsamu do mycia naczyń, bez ciepłej wody - ba! bez bieżącej! - i że nie wspomnę o zmywarce. Poprane, czyli rzeka i tara, bez jak wyżej ciepłej i bieżącej wody, bez pralki i płynów zmiękczających. A potem spotkania z sąsiadkami ze śpiewami radosnymi przy darciu pierza lub haftowaniu, opowiadanie bajek, legend i przekazów dzieciom. I słodki sen do zapiania kura. Wszystko zrobione na czas i wyspanie. Niezwykłe!
Ja wiem, nie miały prądu, by po nocach wysiadywać. Nie miały komórek, by ktoś im głowę zawracał. Nie miały internetu, by na maile szybko odpowiadać, bo miłe, bo ważne, bo wiele od tego zależy, bo wypada. Nie miały aparatów i programów do obróbki zdjęć, które pochłaniają mnóstwo czasu ( i które nie są na tyle MEGA, by odwalać za nas robotę). Nie miały wielu przedmiotów.
Tymczasem ja próbuję dzwonić z pilota do telewizora i nie łączy, martwię się zepsutym żelazkiem zamiast podłączyć je do prądu, depiluję nogi w systemie matematycznym (25%, czyli prawa do kolana w poniedziałek, 25% ciąg dalszy we wtorek itd.), a po wyskubaniu lewej brwi dzwoni telefon i o prawej przypomina mi spojrzenie w lustro dnia następnego. Zmęczenie chyba.
A w całym tym szaleństwie najdziwniejsze jest to, że to uwielbiam! Marzy mi się czasem lampa naftowa, śpiewy przy haftowaniu bez eliminacji do Must by the music, których zdecydowanie bym nie przeszła, a raczej wylądowała na you tube jako wątpliwa perełka,  pranie na świeżym powietrzu, oczekiwanie na posłańca na białym koniu, który zawiezie mój napisany gęsim piórem list do kuzynostwa i "manie" gdzieś, czy mam zafuterkowane kończyny.
Kocham ten pęd, kocham te maile niezwykłe, te telefony przemiłe, ten mały dyskomfort kręgosłupa przy maszynie do szycia, bez której żyć już chyba nie potrafię, ten świat wirtualny, gdzie tyle niezwykłych ludzi się zadomowiło i mnie odnalazło. I że nie muszę sobie nadziabać, by sobie kończyny wydepilować:)
Troszkę niewyspana kobieta renesansu XXI wieku to ja!