środa, 22 lutego 2012

Lutowanie Pędzla

Pędzel się zakochał. 
Obawiam się, że jak co roku we mnie. W sumie nic dziwnego, bo jedyna samica (kocica?) w zasięgu łapy to ja.
Pędzel zakochuje się zawsze miesiąc wcześniej, niż mówią podręczniki. Zresztą podręczniki kłamią, bo luty na naszym osiedlu jest dużo głośniejszy niż marzec, więc skąd to marcowanie? A może to ocieplenie klimatu, dziura ozonowa i inne cuda? Wszystko się zmienia, a marcowanie zostaje. W lutym.
Pędzel w swym zakochaniu zachowuje się jak prawdziwy facet. Wpatruje się we mnie z uwielbieniem, zaczepia łapką, gdy nie patrzę, budzi pocałunkiem (liźnięcie po czole - przeżył to ktoś?). Nie je. Liże mnie po stopach. I do tego jest wszędzie! Siadam do laptopa, on się zza niego wychyla. Podnoszę się z wyjętym z lodówki serkiem, on jest na lodówce. Idę napuścić wodę do kąpieli, on siedzi w wannie. Nalewam wodę do butelki z zamiarem podlania kwiatów, on już na parapecie.
Robi też inne rzeczy, których u samców mojej rasy nie widziałam. Ale umówmy się: nie wszystko w życiu widziałam! A mianowicie: wskakuje na kolana zanim jeszcze usiądę. Rozbiega się i ślizga po panelach, a potem sprawdza, czy to aby widziałam. Pakuje się za mną do toalety i wpatruje oczami pełnymi uczucia, gdy jestem nazwijmy to zajęta. Śpi na kuchence pomiędzy palnikami. Grzebie w koszu na śmieci. Chłepcze wodę z płynem do naczyń. A przed chwilą przyłapałam go do połowy zanurzonego w kibelku i z pewnością nie szukał tam odbicia swojej ukochanej niczym w zaczarowanej studni. No chyba że to oblizywanie się z rozszerzonymi źrenicami po wychynięciu to dlatego, że z tej ukochanej to niezły kąsek.
Jeszcze kilka takich dni i dostanę kota:)
Ratunku!

niedziela, 12 lutego 2012

Od świata odcięta

Telewizja mi się w piątek skończyła. Kilka miesięcy temu zrezygnowałam z usług kablówki, bo rachunki mnie przytłoczyły. Sześćdziesiąt trzy programy, z czego w porywach z pięciu korzystałam i internet, który rwał się kilkanaście razy dziennie wylogowując mnie przy tym w najmniej dogodnych momentach. Musiałam jednak poczekać do końca umowy, by nie płacić zatrważającej kary za zerwanie. A że roztrzepana jestem, pomylił mi się marzec z lutym (bo że dziesiątego pamiętałam) i zaległa w domu cisza. 
Wcale to nie takie złe, pomijając ból spowodowany brakiem wiedzy o świecie. Uzależnienie to jednak siła, a ja zdecydowanie jestem uzależniona od Teleexpressu i Faktów. Po małym piątkowym szoku, czyli po włączeniu telewizora i ujrzeniu szumiącej wojny mrówek, szybki telefon do Cyfry i w przeciągu dwóch tygodni (niehumanitarne!) połączę się ze światem. Oj, coś mi się zdaje, że po tym czasie bardzo się zdziwię, gdy powrócę do świata. Mam nadzieję, że pozytywnie. Optymizm pustelnika:)
Kilka nowych propozycji się w moim życiu pojawiło, więc ta cisza mi służy. Pędzlowi mniej, bo od kiedy telewizor wieje chłodem, pozostaje mu kaloryfer. Wystarczyło wziąć do ręki pilota, a on już mościł się na mediowym pudle. Teraz przechodzi obok niego i spogląda na czarną masę, potem na mnie, wzdycha i pakuje się na kaloryfer. Takie życie z roztrzepaną współlokatorką, mój drogi kocie:) Coś czuję, że w Wigilię mi wygarnie. A może do tego czasu zapomni?
Cisza ma jeszcze to do siebie, że słyszy się to, co za ścianą. A nawet za kilkoma ścianami. Właśnie sąsiedzi dwa piony dalej (czyli w klatce obok) rozmawiają zwracając się do siebie per zawód i per narzędzie pracy. Ale nie jakiś zawód na co dzień spotykany. On nie mówi do niej Kasjerko, ani ona do niego Ślusarzu. Rozmawiają o najstarszym zawodzie świata i "pieszczotliwie" nazywają siebie nawzajem narzędziami (częściami ciała, jeśli mam być skrupulatna) w tym zawodzie używanymi.  Ciekawe czy taki świat zamknięty w kilku słowach tej samej kategorii jest światem prostszym. Tak by się mogło wydawać, prawda? Bo przecież ich rozmowa się klei - dobrze to słyszę.
I tym sposobem miałam swoje Fakty. Osiedlowe.
Poczytam i zmykam spać.