- Czy wie pani, że jest pani piękna? - usłyszałam męski głos po wyjściu ze sklepiku osiedlowego.
Obejrzałam się i ujrzałam lekko zdezelowanego pana, z deka sinego i na wiotkich dwa deka nogach. Pewnie też z odpowiednią do obrazu wonią, ale byłam w tej dobrej sytuacji, że zimą moje przytkane zatoki dbają o zbyt intensywne doznania zapachowe.
- Dziękuję - odpowiedziałam, bo tak mnie uczono przyjmować komplementy od mężczyzn o różnych kolorach skóry.
- Pięćdziesiąt groszy do serka - rzekł z uśmiechem, który kiedyś mógł być zniewalający.
- Do serka? - zapytałam lekko zdezorientowana i szybko dodałam rozumiejąc: - Ach tak, bardzo proszę.
Zajrzałam do portmonetki.
- Mam trzy monety po dwadzieścia groszy - powiedziałam. - Może pan te dziesięć w coś zainwestuje?
- O tak! - odpowiedział z radością. - W rzeczy samej.
- Proszę więc. - Mój brzęczący majątek powędrował w dłoń okutaną w szare zniszczone rękawiczki bez palców.
- A czy mówiłem pani, że jest pani piękna?
- Nie - odpowiedziałam, bo komplementów nigdy za wiele.
- Och, przepraszam za mój brak kultury! - odparł.
- Pana kulturze niczego nie brakuje. W rzeczy samej - odpowiedziałam szybciutko, bo zdawało mi się, że staje się coraz bardziej skonsternowany.
- Dziękuję - powiedział, bo pewnie tak uczono go przyjmować komplementy od kobiet o różnych kolorach skóry.
Uśmiecham się do siebie. Nieważne, że zapłaciłam za komplement. Ważne, że jestem piękna:)