niedziela, 18 maja 2014

Wśród nocnej ciszy

Pierwsza w nocy. Maj w pełni, ale chyba pierwsza taka ciepła noc. Wyszłam na balkon, przysiadłam na starej skrzyni przykrytej miękkimi zielonymi kocami. Maleńką chwilę potem pojawił się Pędzel i popatrzył na mnie wzrokiem: "Hola, hola człowieku! Nie zagalopowałaś się przypadkiem? To moje miejsce". Ma kot rację, pomyślałam. Skrzynia stoi tu już od dawna, a ja nie mam zbyt wiele czasu, by się nią nacieszyć. Mogłabym co prawda klasyczną ulubioną filiżankę na kawę zamienić na to wielkie naczynie w kształcie filiżanki mieszkające w kuchennej szafce, ale nie wiem, czy moje serce by to zniosło. Zamiast tego przeciągam te przerwy w pracy aż do ostatnich łyków zimnej kawy i pozwalam sobie na kolejny nadprogramowy rozdział książki. Ale i tak z racji częstszego zasiedzenia - tudzież zależenia - skrzynia należy do Pędzla. Zielone koce też już jakby nie moje.
Miejsca było wystarczająco dla nas dwojga i pewnie tylko dlatego Pędzel mnie nie zepchnął. A może po prostu dobrze go wychowałam? Delektowaliśmy się obydwoje tym ciepłem, nocną ciszą, dziwnie szafirowym o tej porze niebem upstrzonym małymi, miejscami migoczącymi punkcikami. Siedzę z głową opartą o ścianę, patrzę przed siebie widząc i nie widząc jednocześnie. Uśmiecham się, nie myślę, wdycham, wzdycham i szczęście czuję na podniebieniu. Takie naturalne, bez podjadania. Jaki piękny świat! Częściowo bliski, częściowo odległy, a jakby we mnie. Cały.

I nagle beknięcie. Z ławki stojącej dwa bloki dalej a jakby tuż obok. Aż podskoczyłam, a Pędzel zerwał się na niemal równe cztery nogi.

Znacie takie piękne ciche noce? Czujecie je?
Czym jest beknięcie w taką noc?
Czystą profanacją!