Zaczęło się od focha z rana.
Dziękuję niebiosom, że nie dane jest mi tego rodzaju stanów doświadczać. Ani od kogoś obok, ani sama nie jestem fochem dla kogoś. Tak z rana, tak w południe, tak znienacka, tak na chwilę i tak zatwardziale na dni kilka, gdy przyjdzie znikąd siła na dłuższy dystans. Foch sam w sobie jest złem.
Ten foch mi opowiedziany był jednodniowy. Niedługo? Bzdura. Jednodniowy znaczy całodniowy, a dzień ma nie tylko sporą ilość godzin, ale i zatrzęsienie minut oraz zatrważającą ilość chwil. Gdyby nie pytania: co się dzieje? Coś się stało? Źle się czujesz? Zrobiłem coś nie tak? Powiesz mi, co jest grane? i tak dalej i tak podobnie, to byłby dzień pod znakiem ciszy i miny, która fochowi nieodłącznie towarzyszy. Oj, brzydki to grymas.
Wyjaśnienie focha przyszło wieczorem, późnym wieczorem, więc - gdybym focha podziwiała - powiedziałabym: brawo dla wytrwałości. Wyjaśnienie owo poprzedzone zostało zerwaniem się po całodniowym marazmie i bezruchu pokrzywdzonej i huknięciem czegoś, co spadło z nagle szturchniętego stolika. Jakby tego było mało, poleciał pilot od telewizora. W ścianę. Przetrwał, bo on na fochach wychowany, w fochach zatwardziały. A może solidny producent? Nieważne.
Wyjaśnienie przyszło nagle, gdy milczenie i cisza trwały od jakiegoś czasu nieprzerwanie. W końcu wszystkie możliwe pytania padły wcześniej, zostały bez odpowiedzi, a na inne, na nowe, na działające w pewnym momencie dnia zabrakło pomysłu.
"Dlaczego ty mnie nie kochasz tak, jak on ją?!"
Przypomniał mi się telefon od... Nie, nie będę pisać, od kogo. To był telefon od kobiety, która zna mnie zawodowo. Mam kilka poziomów tego, czym się zajmuję na co dzień i taki obraz mnie posiada.
Tak więc zadzwoniła do mnie któregoś dnia.
- Pani Moniko, chcę być taka, jak pani - usłyszałam zaraz po jej przedstawieniu i skojarzeniu twarzy z głosem. Nie z nazwiskiem, które padło, bo ono akurat nic mi nie mówiło.
- To miłe, dziękuję - rzuciłam, bo naprawdę wydało się miłe.
- I chcę robić to, co pani - zabrzmiało dalej.
- Nie widzę przeciwwskazań - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Chcę żyć jak pani - ciągnęła i tu już troszkę moja radość zaczęła przygasać.
- To znaczy? - zapytałam niepewnie.
- Chcę szyć maskotki, prowadzić warsztaty i pisać książki - usłyszałam. Uf, pomyślałam. O to chodzi.
- Myślę, że wszystko da się zrobić, gdy się tego bardzo chce - odpowiedziałam.
- To świetnie - Kobieta była uradowana. - Znajdzie więc pani pół godziny, żeby się ze mną spotkać?
- W jakim celu?
- Powiedziałaby mi pani, jak szyć, co i jak z tymi warsztatami i jak pisać książki - Pani tym razem wydała się lekko oburzona, że nie zrozumiałam, o co jej chodzi. Wyczułam zniecierpliwienie. - Powiedziałam przecież, że chcę żyć, jak pani. Chcę BYĆ panią.
Nie tak łatwo było zakończyć rozmowę w sposób, który gwarantowałby mi brak następnego telefonu od niej. Rozmawiałam z nią jak z dzieckiem i dorosłą osobą jednocześnie. Umniejszałam to, co robię, podnosząc na piedestały jej życie. Nic jej nie obiecywałam, jednocześnie mając nadzieję, że między wierszami odbierze obietnicę, której nigdy nie spełnię. Tylko po to, by czuła, że ma na co czekać, na tyle długo, że znajdzie inny plan na swoje nowe piękne życie. Lub inną ofiarę, bo powoli zaczynałam się nią czuć.
Nie wiem, która część tego, co powiedziałam zadziałała, bo następnego telefonu nie było.
Pół godziny, by zamienić kobietę we mnie? Potrafię kilka rzeczy, ale stworzenie świata, w którym będzie żył mój klon, nie tylko robiący to, co ja, ale czujący, myślący jak ja - niewykonalne. Z moim charakterem i osobowością. Z wszystkimi ludźmi, których spotkałam na swojej drodze. Ze zrządzeniami losu. Z byciem w danym momencie w danym miejscu. Z moją przeszłością, moimi osiągnięciami, porażkami i błędami, na których się uczyłam albo i nie.
Nie da się.
Można pójść do fryzjera ze zdjęciem Znanej Aktorki i poprosić o taką fryzurę. Można mieć tak ścięte włosy, jak Ta Znana Aktorka i jej fryzurę, bo fryzjer zdolny, idealnie wymodelował. Ale to działa do pierwszego mycia. Patrzymy w lustro i nie wyglądamy jak Znana Aktorka z naszego zdjęcia. Po pierwszym myciu nie mamy już jej fryzury. I nie mamy jej życia, mimo doskonałości fryzjera. Krótka iluzja podtapirowania i lakieru do włosów.
Wzorujmy się na innych, czerpmy to co dobre. Nawet wycinajmy zdjęcia i przypinajmy je do lodówki - czemu nie? To nie przestępstwo.
To, kim jesteśmy i jak żyjemy, nie determinuje nas na całe życie. Budujmy to życie, czyśćmy je, polerujmy, niech lśni i przyciąga wszystko, co najlepsze. Poznajmy siebie, nasze motywacje i ograniczenia, a potem je przekraczajmy. Na tym polega życie. Żadna półgodzinna rozmowa czy szczotka do modelowania nie zamieni nas w kogoś innego.
Przeżyjmy SWOJE życie. Tylko wtedy je poczujemy.