niedziela, 24 kwietnia 2016

Śniadanie z Nesbo

Nie ma tak dobrze. Nie miałam możliwości zapytać: "Hej Jo, dosypać ci szczypiorku?". Nie siedział naprzeciw mnie, to tylko wywiad w gazecie.
Lepiej brzmi: zasnęłam wczoraj zmęczona, niż padłam, choć tak właśnie wyglądał mój wczorajszy wieczór. Padłam po raz pierwszy od niepamiętnych czasów przed północą. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów dałam czas mojemu kremowi na noc, by mógł spokojnie i swobodnie zadziałać.
Mam tak zwane odmóżdżające zlecenie. Myślenia przy nim tyle, co wyliczenie, by tego było tyle, tego tyle, a tego ile? Tyle właśnie. A potem jazda na maszynie. To było wczoraj i zostało jeszcze na dziś. Budzik nastawiony humanitarnie na porządne odespanie, ale zaśnięcie przed północą zrobiło swoje i obudziłam się dwie godziny przed nim. Fantastyczny poranek, gdy dom pogrążony we śnie. Zrobiłam sobie śniadanie, przydreptałam w mój kącik, podkurczyłam kolana i sięgnęłam po książkę. I odłożyłam książkę. Przypomniałam sobie o wywiadzie. Co ja tak sama będę jadła to śniadanie?!
Zaczytuję się w kryminałach Nesbo. Niektóre pokochałam miłością bezwzględną, do innych mam się o co przyczepić, są też takie, do których podchodziłam kilkakrotnie, by móc się w nich w końcu odnaleźć. I za to go cenię. Pisze, jak czuje, a nie jak chciałby czytelnik. Nie zależy mu na tym, by czytelnik się odnalazł lecz na tym, by on mógł się odnaleźć pisząc. Tak widzę Nesbo.

Na pytanie, ile stron dziennie pisze odpowiedział, że 3 tys. słów to jest ekstremalnie dużo, 2 tys. to bardzo dużo, normą jest 1 tys. Doczytałam wywiad, dopiłam herbatę i otworzyłam plik z moim kryminałem, nad którym wczoraj o świcie pracowałam. Zaznaczyłam, licznik słów-wyszło mi 997. Oj, muszę się poprawić!
Zapada zmrok. Uszyłam tyle, ile założyłam, obiad na jutro ugotowany, walizka na spotkanie autorskie spakowana, ubranie przygotowane. Czas na mały spacer dla przewietrzenia umysłu i zasiadam do pisania.

A teraz tak sobie patrzę kilka linijek powyżej. 997. Czy nie wyszło mi tak trochę kryminalnie?:)