Człowiek to taka dziwna istota. Łatwo wpada w rutynę. Jest też drugi typ: na rutynę sobie nie pozwala.
Przyznaję, ja sobie nie pozwalam. I poszłam krok dalej. Decyzja podjęta, przyklepana. Remont.
I dlaczego? - się pytam! Drugi dzień dobiega końca, a ja mam wrażenie, że nie dzień, a świat się kończy.
Są ludzie, którzy uwielbiają sprzątanie, prasowanie, mycie naczyń, pranie i inne tego typu dziwactwa. Nie ma co filozofować - to ja. Ale czy jest ktoś, kto uwielbia lub choćby lubi, a nawet zadowolę się: znosi remonty? Jeśli ktoś się przyzna, pół królestwa oddam. Drugie pół za tajemnicę, jak przetrwać.
Wszędzie gruz, pył i dwa pokoje w jednym, czyli nie ma gdzie nogi wcisnąć. No tak, podczas remontu spada stopa życiowa. Pokój dzielony ze skarbami nastolatka. Nawet nie będę próbowała tego opisać, bo nie uda mi się oddać atmosfery. Dla rozbudzenia wyobraźni (i niech każdy radzi sobie sam): chomik na regale czyli z dala od kocich instynktów, telewizor na podłodze, kanister, opona z malucha, dwadzieścia pudełek po telefonach (jedni zbierają znaczki, inni...) i płyty, płyty, płyty.
A jeśli jeszcze posiada się kota, którego pasją jest tarzanie się w tym, co nie na co dzień, ręce opadają. Chodzi toto dumnie siwe od tynku i ociera się o wszystko, co po drodze. Takie szczęśliwe zwierze bez połysku.
Czy bajka o rycerzu, który porywa niewiasty w kłopotach ma choć cień prawdy? Ja w każdym bądź razie czekam. Spakowana.
Ps. Wracając do kawałka tekstu: jeśli ktoś zechce mi wmówić, że zmywarka jest błogosławieństwem tych czasów, będzie używał swego uroku, by mi ją sprzedać lub zechce mi takową sprezentować, wykreślam z listy znajomych. Od razu!