Dwa kilometry od mojej rodzinnej miejscowości swój sklep miał pan Żelazny. W sklepie tym można było kupić wszystko, co żelazne, od śrubek, gwoździ, przez narzędzia, aż do rur.
Uważałam, że to słodkie budować przyszłość na czymś, co dostaliśmy od losu - na nazwisku.
Jakiś czas temu, jadąc samochodem, zobaczyłam, że to nie jedyny przypadek na tej planecie:)
A Wy znacie podobne przypadki?
I bliżej
Świetne. Spotkałam się z ginekologiem o nazwisku Miazga. Autentyczne, utkwiło mi w pamięci bo szykowałam jego papiery na wyjazd na kontrakt zagraniczny.
OdpowiedzUsuńMiłego,)
Hihi!
OdpowiedzUsuńJa miałam kiedyś dwóch ginekologów.
Jeden nazywał się Łapka a drugi Rodzeń :-D
Hihihihi.Dobre.
OdpowiedzUsuńMonisiu - wracam po krótkiej nieobecności, dopadły mnie tzw.korzonki...ale już wszystko w porządku. Nie miałam takiego szczęścia jak Ty i nie wypatrzyłam podobnego przypadku. Skojarzenie super - nazwisko z wykonywaną pracą, niesamowite i coś dla satyryków! Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńMój ginekolog nazywa się... Fiutowski:-) Bessy
OdpowiedzUsuńJa znałam dentystkę Bernadeta Wiercioch- Klin :-))))
OdpowiedzUsuńMonika, a Ty z Twoim nazwiskiem kim powinnaś zostać? :D
OdpowiedzUsuńMoja dentystka nazywa się Żądło;)
OdpowiedzUsuń