Wiedziona strachem, że na długi weekend zostanę bez książki, wybrałam się w środę do biblioteki. Pogoda przepiękna, słońce pełną parą. Dwa w jednym: książki na dobranoc i cudny spacerek.
W bibliotece zagadałam się troszkę z moimi Paniami i nim się obejrzałam, pogoda zmieniła się diametralnie. Za oknem ujrzałam czarne niebo.
Wszystko ma swoje miejsce na ziemi, a miejsce mojej parasolki jest w domu.
- Biegnę - rzuciłam i z torbą pełną książek wybiegłam z biblioteki. Lunęło tak nagle i intensywnie, że zanim dobiegłam do przystanku, drogą płynęła rzeka, z włosów spływało mi pod bluzkę, spodnie nabrały kilogramów, buty zrobiły się śliskie, że nie wspomnę o mokrych majtkach. Wspomniałam.
Nim przyjechał autobus, doszłam do etapu "wszystko mi jedno" i postanowiłam zrealizować resztę planu, czyli wysiąść przystanek wcześniej i zrobić zakupy. Wysiadłam i posunęłam (próbował ktoś iść w mokrych spodniach?) do sklepu. Ekspedientka wydusiła z siebie jedynie "ojej", co skwitowałam uśmiechem, bo nic więcej nie potrafiłam wydusić. Dopakowałam torbę z książkami zakupami, w drugą łapkę wzięłam żwirek dla kota i tak obładowana wyszłam ze sklepu.
Tuż obok był warzywniak. Wiosną to mój ulubiony sklep. A jeszcze w tak piękną wiosenną pogodę! Posunęłam do warzywniaka. Ekspedientka wydusiła z siebie jedynie uśmiech, co odwzajemniłam wydusiwszy swój i chwilę potem z trzecim pakunkiem wysunęłam ze sklepu.
Przed sklepem stał radiowóz. Gdy pojawiłam się w drzwiach, z radiowozu wyszedł policjant.
- Gdzie pani idzie z tymi torbami.
- Do domu - odpowiedziałam.
- Proszę wsiadać.
Zamurowało mnie. Zapłaciłam za wszystko, za każdą marcheweczkę i rzodkiewkę w pęczku.
- Zrobiłam coś złego, czy po prostu żałośnie wyglądam?
- No, wzbudza pani litość - usłyszałam. - Podwieziemy.
I taką oto limuzyną zajechałam przed blok. Mam tylko nadzieję, że choć jedna sąsiadka w tym momencie wyjrzała przez okno, by sprawdzić, czy się przejaśnia. Zdecydowanie za mało dostarczam tematów do plotek, a o sąsiadów trzeba dbać:)
Pewnie się powtórzę ale... masz dar :)
OdpowiedzUsuńNie zmarnuj go...
Buziaki Mała... ;)
jacy mili...:) musisz im się odwdzięczyć;)
OdpowiedzUsuńWarto było moknąć, dla takiego finału- myślę i o jeździe radiowozem i o naszym czytaniu;-)
OdpowiedzUsuńDziękuję Dziewczęta! Wasze komentarze są jak balsam na duszę:)
OdpowiedzUsuńInno-zawstydzasz mnie...
Koczes-odwdzięczę się na pewno. Obmyślam plan na jakieś milutkie włamanko:)
Barbaro-oj, warto było moknąć!
Noooo kochana!! To się nazywa powrót do domu!
OdpowiedzUsuńA dyskotekę chociaż włączyli? ;-D
:):):):) Uwielbiam Cie!!! co dzien pare razy na dzien zagladam tu i tam (do Ciebie rzecz jasna:)) i szukam czy aby cos nowego sie pojawilo, czytam nawet przepisy,choc nie gotuje.Poprosze (juz) o ksiazke Twojego autorstwa, aby bylo ... wiecej (wprawdzie juz sie zapisalam ale ...). Duzo slonka:):):) pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńBeata
hihihihi to się nazywa powrót do domu :)) ekstra . Ale ja bym chyba na mijescu na zawał padła :P Całuśkam .
OdpowiedzUsuńSerdecznie witam:)) I podziwiam kulture naszej policji:))Paczucha
OdpowiedzUsuńOj Kochana uśmiałam się że aż...:D
OdpowiedzUsuńPięknie piszesz - masz extra dar Kobieto! Może byś coś wydała?
Temu postowi daję 10/10!!!
OdpowiedzUsuńJesteś genialna!!! "Miejsce mojej parasolki jest w domu." Cóż, mojej zawsze też :D