sobota, 1 października 2011

Rozmyślania w stanie lenia

Próżnującym rękom diabeł daje zatrudnienie.
Bo i owszem, dziś sobie popróżnowałam. Skończyłam zamówienie tworzone pod słodką presją, zapakowałam pudło, oddałam we władanie Poczty Polskiej i nastąpiło rozprężenie niekontrolowane. Dzień o niczym.
Z tymi rękami, co to diabeł daje zatrudnienie, nie sprawdziło się dzisiaj, ale wiecie: jak nie ma (lub się nie chce) co robić, to myśli różne przychodzą do głowy. I dziś sobie pomyślałam: Co ze mnie za matka?
Dlaczego? 
Gdy nie widzę Pędzla dzień czy dwa, tęsknię. Dla niewtajemniczonych - Pędzel żyje pod postacią kota.
Syn wyjechał trzy tygodnie temu do pracy na drugi koniec Polski, a moja tęsknota jest mniejsza.
Co ze mną nie tak? - ta myśl przyszła zaraz po śniadaniu. Skoro  przyszła myśl, a dzień był bezrobotny, myśl trzeba było pociągnąć i porozmawiać ze sobą. Zbesztać się lub przetłumaczyć. Zaczęłam od besztania, potem przyszedł czas na analizę. Sama sobie psychologiem. By nie zwariować.

Syn przytulaśny do niedawna wszedł w okres "cześć mamuś", przytulanie jednostronne i ścieranie całusów z policzków. Trzeba było sobie darować i nie robić obciachu. Nie chcę się wymądrzać, ale każdy okres w życiu dziecka jest okresem przejściowym. W czary nie wierzę, ani w księcia całującego żabkę (czy też odwrotnie), który zamieni mnie w młode i zdecydowanie obce dziewczę, które młody człowiek z przyjemnością przytuli. Matka równa się cierpliwość, więc poczekam na dzień, gdy znów poczuje chęć bliskości.
Pędzel natomiast okresów nie miewa. On przytulaśny od trzeciego dnia przybycia pod skromny dach, kiedy to postanowił opuścić kryjówkę pod szafą i zaprzyjaźnić się z tą, co to posiłki w domu rozdaje. Powdzięczył się, popieścił, poczarował i tak mu zostało. Gdy wracam po całym dniu, po szybkich zakupach lub gdy się po prostu budzę, bo noc przecież długa. Za dużo myśleć nie można, bo podobno boli, więc nie zastanawiam się, czy to tęsknota za tą, co kocha, czy za tą, co tak zręcznie otwiera saszetki z kocią karmą.
A ja w końcu człowiek jestem i za przytulaniem tęsknię. 
Za rozmowami też. Ale Bell'owi - wieeelki człowiek - telefon w głowie zaświtał i rozmawiam z Synem codziennie. Moje potrzeby (ograniczone na okres nieprzytulaśny) są spełnione. I jeszcze coś! Tęsknotę zamieniłam na dumę! Bo jestem niezmiernie dumna, że pojechał tak daleko, że chciał, że chce i że sobie radzi. I tylko mam nadzieję, że jest z siebie tak samo dumny, jak ja z Niego.
W tym bezrobociu croissanty upiekłam. Po raz pierwszy porwałam się na swoje własne osobiste ciasto francuskie. I wyszły! Kiedy próbowałam jeszcze gorące, nie myślałam o Pędzlu. Myślałam o Synu, że pewnie wchłonąłby większą część popijając zimnym mlekiem. Gdyby tu był.
Chyba nie jestem taką złą matką.

6 komentarzy:

  1. :) czyli dobry czas z a Tobą :)
    Matka z Ciebie normalna :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A moze czas na przytulaka z innej grupy....takiej rowiesnikowej????? Moj starszy syn tez sie zrobil kolczasty, ale najmlodszego jeszcze wysciskuje ile sie da...Ale czy im nie robimy tym krzywdy??? Bo jak sie im trafi oschla zona, to bedzie im tego baaardzo brak???? Oj, nie lubie bawic sie w psychologa....

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj, oby nie oschła żona! Może da się na czas przegonić:) Oczywiście żartuję-nie ma jak nadgorliwa matka, prawda?
    A przytulania nigdy za dużo-są rzeczy, które nie mogą zaszkodzić i przytulanie zdecydowanie do tej grupy należy.

    Rybiooka, dziękuję za rozgrzeszenie:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Weroniczko - jestem pewna,ze Jestes Najlepsza Matka na Swiecie:***

    OdpowiedzUsuń
  5. p.s....a przepis na croissanty w "kuchni" bedzie...?:)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetnie , lekko i przyjemnie piszesz - rozgoszczę się troszkę jeśli mogę. W kwestii wyrodności uczuć macierzyńskich też miewam wyrzuty sumienia, ale u mnie konkurentem uczuć rodzicielskich jest miłość do tworzenia... wyrzucam sobie że okradam dzieci z czasu który mogła bym im poświęcić, a jednocześnie nie potrafię (nie chcę) zrezygnować z własnych marzeń. To takie uczucie sprzeczności, kiedy człowieka jednocześnie cieszy że dzieci jeszcze małe i przy mnie, i tyle radości w życie wnoszą, i frustruje, bo tyle marzeń w głowie czeka na spełnienie, tyle planów i pomysłów o krok od realizacji, ale czekać trzeba, bo dzieci małe a dom potrzebuje matki...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za pozostawione słówka:)