Książka dla dziecka musi być szczególna, nietuzinkowa.
Ma wręcz obowiązek wyróżniać się. Mieć to coś, dzięki czemu sprawi, że
rodzic podejdzie do półki w księgarni, bibliotece i wybierze akurat tę, a
nie inną pozycję dla swojej pociechy. „Zeszyt z aniołami” ma ten czar.
To wyjątkowa lektura, dla wyjątkowych czytelników.
Debiut
Moniki Madejek to przeurocza opowieść o trójce szkolnych przyjaciół
(choć nie tylko). Kajetan, jako dziecko i przyszły nastolatek nazywany
Kajtkiem, Adaś, który nie przepada za historią, ale wręcz przeciwnie za
kuchnią mamy Kajtka oraz Beti, zdeklarowana chłopczyca. Nie znosi
wszystkiego co dziewczęce, każe mówić do siebie Sławek, a jej hobby to
nie lalki, tylko proce.
Przygodę
z dziesięciolatkami poznajemy dzięki ich szkolnej pracy domowej.
Nauczycielka poleciła im pisać dziennik, ale nie chodzi o prowadzenie
bloga, czy otwarcie właściwego programu w komputerze i klikanie w
qwerty, nie! Praca domowa ma polegać na zapisywaniu najprawdziwszych
kartek, w najprawdziwszym zeszycie i najprawdziwszym długopisem. Tak jak
robiło się to w czasie, gdy Internet, portale społecznościowe,
blogowanie nie były tak popularne. Nasz bohater i narrator jednocześnie,
Kajtek, zaczyna więc pisać dziennik. Dzień po dniu zapoznaje czytelnika
ze swoim dziecięcym, aż ciśnie się na usta anielskim, światem. Światem,
w którym zapewniam, nie brakuje poczucia humoru i niejednokrotnie
uśmiech będzie Wam towarzyszył przez wiele stron powieści.
„Zeszyt
z aniołami” to promocja ciepłej rodzinnej atmosfery, to zachęta do
czytania książek, do wspólnego spędzania czasu, pomocy sąsiedzkiej i
wreszcie nie mogę nie wspomnieć, to pyszna kuchnia dla smakoszy. Na
końcu lektury znajdziemy przepisy, ale tylko te zatwierdzone przez
Ediego, młodszego brata Kajtka. I tu zdradzę sekret, bowiem rodzeństwo
ma cichą umowę: to właśnie Edi zawsze pierwszy próbuje dań
przygotowanych przez mamę. Wracając do przepisów, chyba najbardziej
przypadł mi do gustu ten na lemoniadę (pewnie dlatego, że wydaje się być
najprostszy, co nie bez znaczenia jest dla kulinarnego beztalencia).
Dla kogo książka? Zdecydowanie dla dziesięciolatków. Zaryzykowałabym
przedział od ośmiu do trzynastu lat, ale warto pozostawić margines
błędu, ponieważ każde dziecko jest inne. Nie będzie się też nudził
czytelnik dorosły, ani młodzież.
Bardzo
szkoda, że wydawca zrezygnował z zamieszczenia na okładce lektury notki
o autorze. Osobiście nim rozpocznę ”właściwe” czytanie, lubię zapoznać
się z tekstem, który przybliży mi, choć w wielkim skrócie, twórcę
trzymanego w ręku dzieła. W „Zeszycie z aniołami” tego mi zabrakło.
Natomiast za plus niewątpliwie należy uznać twardą oprawę, grube,
śnieżnobiałe kartki, a także wspaniałe ilustracje Ewy Beniak –
Haremskiej, które strona po stronie towarzyszą czytelnikowi.
„Zeszyt
z aniołami” to sympatyczna, zachwycająca historia. Książka do której
warto wracać, dzięki której uśmiech zagości na Waszych twarzach, a co
najważniejsze na twarzach waszych dzieci. Polecam serdecznie: anielska
przygoda z „Zeszytem z aniołami”, a autorce gratuluję udanego debiutu.
Opowieść dla dzieci o losach Kajtka i jego sympatycznych przyjaciół :
Adasia, Beti- „Sławka” i Anki. Pełen humoru opis ich perypetii splata
się z ciepłymi relacjami rodzinnymi. Mama Kajtka prowadzi w gazecie
rubrykę o gotowaniu, Tata Robert „ ważna osobistość” w miasteczku, jest
zarówno listonoszem jak i agentem ubezpieczeniowym. Kajtek ma młodsze
rodzeństwo: brata Ediego i roześmianą siostrę Kasię. Oczywiście nie
można pominąć zwariowanej babci, która ma tysiąc pomysłów na minutę.
„Zeszyt z Aniołami” Moniki Madejek to rodzaj pamiętnika pisanego przez chłopca, który opisuje swoje przygody. Świat widzimy oczami Kajtka, który w charakterystyczny dla siebie sposób opisuje rzeczywistość, jaka go otacza, a robi to w sposób nie pozbawiony humoru oraz uroczych spostrzeżeń. Niemal każde zdanie wywołuje uśmiech nie tylko na twarzy dziecka ale także i dorosłego czytelnika.
Każdy najzwyczajniejszy dzień z życia Kajtka i jego przyjaciół przedstawiony jest jak najciekawsza przygoda. Wyprawy nad stawik, chodzenie do szkoły, pomoc przy pracach ogrodowych, skoki z dachu w stroju Batmana, wszystko staje się okazją do zabawy i umocnienia przyjaźni.
“Zeszyt z Aniołami” to świetna lektura nie tylko dla dziesięciolatków ale także dla starszych czytelników. Lekturę uprzyjemniają zabawne ilustracje autorstwa Ewy Beniak- Haremskiej.
Na pewno każdy młody czytelnik doceni tę rewelacyjną pozycję. Napisaną lekko, zgrabnie i zabawnie.
Książka podobała mi się niezmiernie: śmiałam się do łez, zachwycałam lekkim piórem autorki a także sposobem pokazania dziecięcej przyjaźni.
Polecam gorąco!
„Zeszyt z Aniołami” Moniki Madejek to rodzaj pamiętnika pisanego przez chłopca, który opisuje swoje przygody. Świat widzimy oczami Kajtka, który w charakterystyczny dla siebie sposób opisuje rzeczywistość, jaka go otacza, a robi to w sposób nie pozbawiony humoru oraz uroczych spostrzeżeń. Niemal każde zdanie wywołuje uśmiech nie tylko na twarzy dziecka ale także i dorosłego czytelnika.
Każdy najzwyczajniejszy dzień z życia Kajtka i jego przyjaciół przedstawiony jest jak najciekawsza przygoda. Wyprawy nad stawik, chodzenie do szkoły, pomoc przy pracach ogrodowych, skoki z dachu w stroju Batmana, wszystko staje się okazją do zabawy i umocnienia przyjaźni.
“Zeszyt z Aniołami” to świetna lektura nie tylko dla dziesięciolatków ale także dla starszych czytelników. Lekturę uprzyjemniają zabawne ilustracje autorstwa Ewy Beniak- Haremskiej.
Na pewno każdy młody czytelnik doceni tę rewelacyjną pozycję. Napisaną lekko, zgrabnie i zabawnie.
Książka podobała mi się niezmiernie: śmiałam się do łez, zachwycałam lekkim piórem autorki a także sposobem pokazania dziecięcej przyjaźni.
Polecam gorąco!
Pisanie książek dla dzieci to niełatwa sztuka. Na dobry tytuł, po
który dzieci będą sięgać wielokrotnie i z niecierpliwością czekać na
kontynuację, składa się wiele czynników. Nie wystarczą dobry styl i
przemyślana fabuła. Ważne jest także to, w jaki sposób historia trafi do
dzieci i ich wyobraźni. Czy ich zaciekawi, rozbawi, czegoś nauczy.
Ponadto, liczy się też jak książka wygląda i czy jest wygodna dla małych
czytelników.
„Zeszyt z aniołami” Moniki Madejek od razu zwraca uwagę swoją
minimalistyczną, a jednocześnie niezwykle interesującą formą –
kwadratowe, nie za grube wydanie, z czarno-białymi obrazkami w środku i
zachęcającą okładką. Przypomina to trochę wzbogaconą serię o Mikołajku
autorstwa Sempe i Goscinnego i po dłuższej lekturze porównania się
mnożą.
„Zeszyt z aniołami”, podobnie jak „Mikołajek”, stanowi zabawną,
opisywaną z perspektywy małego chłopca, serię różnych opowieści, których
inspiracją są wydarzenia dnia codziennego.
Kajtek to dziesięcioletni uczeń szkoły podstawowej, który za namową
nauczycielki postanawia założyć dziennik i opisywać w nim każdy dzień.
Do swoich historii wciąga zarówno swoją rodzinę (tatę, który jest ważną
osobistością, mamę, która lubi gotować, lecz nie zawsze jej to wychodzi,
babcię – byłą tancerkę oraz młodsze rodzeństwo), jak i znajomych i
panią ze szkoły.
Pisanie go wciąga na tyle, że powstaje całkiem okazała książka. A w
niej wiele zabawnych sytuacji, dziecięcych problemów i osobistych
przemyśleń. Dzięki odpowiedniemu stylowi wypowiedzi, na który składają
się nieskomplikowany język i krótkie zdania, można odnieść wrażenie, że
czyta się prawdziwy dziennik dziesięcioletniego chłopca.
Podobnie jak w przypadku „Mikołajka”, „Zeszyt z aniołami” zaciekawi i
rozbawi zarówno młodszych czytelników, jak i tych starszych, już
dorosłych. Dzieci wciągną się w opisywane historie, zaś dorośli znajdą
tu niuanse kierowane głównie do nich. Dzięki temu jest to dobra pozycja
dla osób, które czytają wspólnie z dzieckiem.
Na końcu znajdują się też przepisy kulinarne. Każdy, kto chciałby
wypróbować specjałów mamy Kajtka, może je zrobić samemu lub wspólnie z
rodzicem. Zazwyczaj są to dania łatwe do przyrządzenia oraz opatrzone
szczegółową instrukcją.
„Zeszyt z aniołami” to pozycja, która powinna smakować każdemu, kto
szuka dobrej literatury dziecięcej. Dobrze podanej, ładnie ozdobionej, a
ponadto – co najważniejsze – przepełnionej treścią ciekawą i
przystępną, którą chłonie się szybko i z żywym zainteresowaniem.
Julia Siegieńczuk
Mam na imię Kajtek. Tymczasem, bo gdy dorosnę, będę Kajetanem. Będę wtedy poważny i będę nosił okulary.
Tak zaczyna swój dziennik pewien rezolutny dziesięciolatek. Dziennik
nie byle jaki, ponieważ mający stać się w dość odległej z Kajtkowej
perspektywy przyszłości - autobiografią Poczytnego Pisarza i Znanego
Człowieka. Takiego, po którego książki ludzie będą stać w ogromnie
długich kolejkach we wszystkich księgarniach w kraju, a może i na
świecie! Taki plan ma główny bohater Zeszytu z Aniołami – debiutu książkowego Moniki Madejek.
Misja, która przyświeca przyszłemu Twórcy, powoduje, że bardzo
sumiennie i pieczołowicie wywiązuje się on z zadania, spisując wszystkie
swoje przygody i perypetie. Nawet te niezbyt chwalebne, choć z pewnym
drżeniem, czy nie zaważą one na nieskazitelnej opinii Znanego Człowieka,
którym zamierza się stać. Choć Kajtek i jego przyjaciele nie są
złośliwymi łobuziakami, niestety (lub raczej „stety”), są normalnymi
dziećmi, dlatego czasem przydarzają im się rzeczy, które ku ich własnemu
zaskoczeniu przynoszą efekty dalekie od oczekiwanych, a dobre chęci nie
zawsze przekładają się na takież efekty – czasem zupełnie niepotrzebnie
odczytywane przez dorosłych jako objaw nieposłuszeństwa. Tymczasem
dorośli przecież też potrafią nieźle narozrabiać. Oczywiście niechcący.
Na przykład piekąc klops ze ścierką w środku (mama Kajtka), albo chcąc
dokonać w życiu czegoś absolutnie szalonego - zatrudnić się w fabryce
sznurowadeł (babcia).
Zeszyt z Aniołami to
powieść dla dzieci, ale… Właśnie, jest pewne „ale”, które wprawiło mnie
prawdziwe zdumienie. Pewnie każdy teraz spodziewa się, że napiszę coś w
rodzaju: Mimo że to książka dla młodszych (znacznie!) ode mnie czytelników, ubawiłam się setnie! Otóż
nie, wcale tak nie napiszę (choć rzeczywiście tak było). W książce
skierowanej do młodego czytelnika znalazłam coś, czego nie spotkałam w
żadnej innej tego rodzaju - treści genderowe i mocno zaznaczony temat
społeczno-kulturowej tożsamości płci. Naprawdę! W powieści Moniki
Madejek mistrzem w strzelaniu z procy wcale nie musi być chłopiec, a
wrażliwej duszy artysty i zdolności plastycznych wcale nie musi mieć
dziewczynka. W dodatku dziewczynka ma też prawo nie chcieć zachowywać
się, ubierać, ani nawet nazywać się jak dziewczynka, za to chłopiec ma
prawo projektować i szyć dla koleżanek sukienki do przedstawienia
teatralnego. W dodatku nikt nie zamierza im tego prawa odebrać i nie
widzi w ich zachowaniu niczego niestosownego. Podobnie, jak nikt nie
zamierza zabraniać babci Kajtka odrobiny szaleństwa, do którego przecież
ma prawo, mimo swojego wieku. I to w Zeszycie z Aniołami jest najpiękniejsze.
Co z tytułowymi Aniołami? Czy pojawiają się w powieści? Oczywiście,
że tak. Nie tylko na zeszycie Kajtka i na ścianach restauracji pani
Anieli, ale przede wszystkim między słowami napisanymi przez Autorkę i
całkiem wprost – na fantastycznych ilustracjach autorstwa Ewy
Beniak-Haremskiej. Anielski ślad można dostrzec również w relacjach
między bohaterami – mieszkańcami maleńkiego miasteczka, w ich rozmowach,
w zapachu potraw przygotowywanych przez mamę Kajtka prowadzącą rubrykę
kulinarną dla lokalnej gazety. Wspaniałe jest również to, że
niebiańskich wprost pyszności opisanych przez Autorkę możemy powąchać i
posmakować nie tylko w naszej wyobraźni, ale również realnie,
przygotowując je według przepisów umieszczonych na końcu tekstu.
Efektownych i jednocześnie bardzo prostych. Myślę, że przygotowanie ich
wspólnie z dziećmi już po lekturze książki może przynieść (oczywiście
przede wszystkim tym ostatnim) sporo radości i satysfakcji. I wiem, co
mówię, ponieważ już to sprawdziłam! Było pyszne… Podane przepisy zostały
też dokładnie przetestowane przez samą Autorkę, a niektóre wręcz są jej
pomysłu. Dowody można znaleźć w Kuchni Moniki: www.szufladakuchenna.blogspot.com.
W tym również dowody na to, że nie przez przypadek Autorka obdarowała
mamę Kajtka zamiłowaniem do gotowania i fotografowania przyrządzonych
potraw. Chyłkiem przemyciła zapewne do książki sporo więcej z siebie.
Inne swoje umiejętności ulokowała w postaci niespotykanie kreatywnego
Adasia. Jakie? Podpowiedź można znaleźć na kolejnym blogu www.pokojzkominkiem.blogspot.com Natomiast
jeśli chodzi o jej niewątpliwe umiejętności sprawnego radzenia sobie ze
sztuką władania słowem, poznać je można dla odmiany na stronie www.miocentoangeli.blogspot.com.
Debiutancka powieść Moniki Madejek trafiła w moje ręce absolutnym,
zadziwiającym przypadkiem. Tak niezwykłym, że chyba zasługującym na
osobną opowieść. Dzięki temu poznałam sympatycznych bohaterów, akcję
osadzoną w małym, prowincjonalnym miasteczku, gdzie ludzie są sobie
życzliwi, choć nie obywa się bez rys na ich charakterze. Wśród
poruszanych tematów znalazły się między innymi kulinaria, rękodzieło, a
nawet co nieco o wspomnianej filozofii gender. Poza tym autorka
zdołała udowodnić, że jest pasjonatką w najszerszym znaczeniu tego
słowa. Posiada ogromną pasję twórczą. Plastyczną, rękodzielniczą,
kulinarną, oraz tę dla mnie najważniejszą - pasję pisania. To również
brzmi całkiem znajomo. W dodatku trochę dużo tych zbieżności jak na
zwykły przypadek. Za to wystarczająco, by poczuć, że Anioły naprawdę
istnieją.
Renata Kosin
Jaki jest świat widziany oczyma dziesięciolatka? Debiutancka książka
Moniki Madejek przeznaczona jest dla dzieci, jednak okazuje się, że z
równym entuzjazmem czytają ją także rodzice.
„Zeszyt z aniołami” to bardzo starannie wydana pozycja: w
twardych oprawach, ze świetnymi ilustracjami Ewy Beniak-Haremskiej,
które budzą skojarzenia ze słynną serią o Mikołajku. Ascetyczna
czarno-biała kreska rysowniczki doskonale oddaje charakter opowieści.
Książka w rzadko spotykanym formacie 200x190 cm przypomina swoją
formą pamiętnik i jest to zabieg celowy - opowieść zapisana na jej
kartach to po prostu rodzaj dziennika, który prowadzi dziesięcioletni
Kajtek.
Oryginalny pomysł nauczycielki na zadanie domowe dla klasy Kajtka
skłania chłopca do podjęcia wyzwania: musi przez dwa miesiące prowadzić
pamiętnik, którego na koniec nikt poza nim nie przeczyta. Chłopiec
początkowo jest zdziwiony zadaniem, ale szybko okazuje się, że pisanie
bardzo go wciąga. Taką właśnie niezwykłą motywację wymyśliła autorka dla
swojej głównej postaci, aby uprawdopodobnić prowadzenie staromodnego
papierowego dziennika przez współczesnego chłopca, który ma sto pomysłów
na sekundę i wszędzie jest go pełno.
Kajtek jest dobrym obserwatorem i komentatorem otaczającej
rzeczywistości, a swoje zapiski zamierza potraktować jako wstęp do
przyszłej autobiografii dorosłego Kajetana.
Pierwszoosobowa narracja wydaje się momentami nieco zbyt dojrzała jak na
dziesięciolatka, ale jednocześnie uczy młodych czytelników pięknego
języka. Pamiętnik zawiera także dialogi, które w sposób naturalny czynią
opowieść bardziej dynamiczną i lżejszą.
Chłopiec, w swoim zeszycie z aniołami na okładce, z wielkim
zaangażowaniem i rozbrajającą szczerością opisuje codzienne przygody.
Towarzyszą mu zarówno przyjaciele jak i nieco szalona rodzinka. Wśród
wielu bohaterów drugoplanowych na uwagę zasługują na przykład:
dziewczynka o imieniu Beti, która jest typową chłopczycą i każe się
nazywać Sławkiem; zwariowana babcia, która w młodości była tancerką, a
teraz lubi popełniać różne szaleństwa (na przykład skakać ze
spadochoronem) oraz mama Kajtka, prowadząca kulinarny kącik w lokalnej
gazecie.
Zagadnienia kulinarne, dość nietypowo jak na książkę dla dzieci,
zajmują w tej publikacji dużo miejsca, co jest jednak umotywowane pasją
mamy Kajtka:
Na prośbę babci mama przesyła jej swoje przepisy, a babcia je
udomawia. Mówi, że są zbyt dietetyczne, przez co niezdrowe, bo niezgodne
z mięsożernym pochodzeniem człowieka i potrzebą otulania się
odpowiednią ilością tkanki tłuszczowej (...)
Książka Moniki Madejek jest jednak niezwykła z innego powodu - w
specyficzny sposób przypomina czasy PRLu. W życiu Kajtka i jego bliskich
nie ma komputera czy telewizora, które dzisiaj służą do wychowywania
dzieci. Chłopiec wraz z przyjaciółmi często bawi się na podwórku, mama
Kajtka: Na co dzień uprawia kurzą profesję, jak mawia mój tata, czyli zajmuje się domem i nami (...),
a przede wszystkim rodzina chłopca to ciepła, pełna szacunku i
rozwijająca więzi uczuciowe wspólnota. Opisane przez bohatera przygody
podkreślają wartość przyjaźni, rodziny, pomocy sąsiedzkiej,
solidarności, szacunku dla starszych, wybaczania błędów i poświęcania
mnóstwa uwagi wychowywaniu dzieci. To wszystko sprawia, że czas akcji,
choć współczesny, budzi wyraźne skojarzenia z epoką, w której żyło się
wolniej, spokojniej, a wartości rodzinne były ważniejsze niż markowe
ciuchy, elektroniczne zabawki, kursy języka chińskiego dla
przedszkolaków czy „jedzenie” z fast foodów.
Publikacja ta powinna się obowiązkowo
znaleźć w biblioteczce nieco starszych dzieci (przedszkolaki mogą
jeszcze nie pojąć wszystkich nauk płynących z tej historii), które, mimo
iż mogłyby już same ją przeczytać, powinny zapoznać się z nią podczas
wspólnego wieczornego czytania z rodzicami. Wtedy dopiero lektura tej
książki ujawni całe pokłady swojego humoru oraz stanie się bodźcem do
rozmów o tym, co w życiu człowieka, nawet tak młodego jak
dziesięciolatek, jest ważne.
- Mogę? - Babcia wsunęła głowę do pokoju.
- Jasne, babciu - odpowiedziałem. - Ty zawsze.
- Wiesz, miałeś rację z tym kłamliwym artykułem. Ludzie zobaczyli, że
można mieć pasję w każdym wieku i żyć tak, jak się chce (...)
Opowiedziałem jej o naszej pracy domowej. Była tym tak zachwycona, że nie musiałem jej namawiać, bo sama postanowiła pisać.
- Ale nie będę bazgrać po zeszycie - powiedziała. - Bloga sobie założę. Pamiętacie serię kultowych książeczek o Mikołajku? Niejednokrotnie zazdrościłam Francuzom i bardzo chciałam żeby jakiś mądry Polak napisał taką fajną rzecz osadzoną w naszych realiach. Wszem i wobec ogłaszam, że znalazłam autorkę na miarę Gościnnego i Sempego!
Monika Madejek
napisała „Zeszyt z Aniołami”. Pamiętnik 10 letniego Kajtka, który jak sam
twierdzi na wstępie, w przyszłości zostanie znanym pisarzem, a to, co teraz
tworzy posłuży mu do napisania opasłej autobiografii – bardzo poczytnej
zresztą, o czym Kajtek (w przyszłości Kajetan) jest święcie przekonany.
Co go skłoniło do tak
mało męskiego przecież prowadzenia własnego pamiętnika? Oczywiście polonistka,
która słynie z zadawania swoim uczniom nietypowych, bardzo interesujących,
aczkolwiek pochłaniających wiele czasu prac domowych. Tak to się właśnie zaczyna…
Kajtek rozpoczyna pisanie
od przedstawienia siebie i swojej rodziny, która trzeba przyznać jest
nadzwyczaj udana. Mama Ewa na co dzień uprawia kurzą profesję (jak twierdzi
tato Kajtka), czyli zajmuje się domem i dziećmi. Pracuje także w lokalnej gazecie, w której
prowadzi kącik kulinarny. Kajtek jak i reszta rodziny jest z tego faktu bardzo
zadowolony, bo w domu zawsze jest coś dobrego do zjedzenia. Jedynym mankamentem
jest to, że potrawy, które jedzą są zwykle zimne (mama musi porządnie
sfotografować każde kulinarne dzieło, a to trochę trwa). Tato również pracuje
na dwóch etatach – rano jest listonoszem, a po południu wskakuje w garnitur i
zamienia się w prawdziwego agenta ubezpieczeniowego. Ludzie czekają na niego
tylko o poranku, kiedy jest listonoszem, po południu zwykle miasteczko
pustoszeje i dziwnym trafem nikogo nie ma w domu.
Kajtek ma też dwójkę
rodzeństwa: młodszego brata Ediego, który jest wpatrzony w Kajtka jak w obrazek
i uważa go za swój autorytet. Kajtkowi bardzo pasuje taka rola i ma nadzieję,
że również Kasia, jego półtora roczna siostra w przyszłości również będzie brać
przykład z brata.
Jest jeszcze
babcia. Babcia jest wyśmienita! Zwariowana i pełna młodzieńczych pomysłów na
siebie, które czasem tylko przynoszą opłakane skutki. Uwielbia codzienne
pogaduchy z Kajtkiem przez telefon i jemu jednemu zwierza się ze swoich
fanaberii (wyobraźcie sobie, że babcia pewnego dnia wpada nawet na pomysł
pisania bloga).
Nie sposób
zapomnieć o przyjaciołach Kajtka. Adaś,
jest zawsze tam gdzie Kajtek no i bądźmy szczerzy również tam gdzie gotuje mama
Kajtka. Adaś uwielbia jeść i często się zdarza, że po szkole ląduje u
przyjaciela na obiedzie. Drugim najlepszym przyjacielem jest Sławek. Sławek
jest dziewczyną, zdeklarowaną chłopiarą i tak naprawdę ma na imię Beti. Jej pasją są proce. Zna wszystkie ich modele,
sposoby działania, zasięg i efekty użycia. Adaś i Kajtek czują się ze Sławkiem
bezpieczni. Jest jeszcze Anka tzw. przyjaciółka z obowiązku. Ogólnie rzecz
biorąc Kajtek nie koleguje się z dziewczynami, ale Anka jest siostrą Adasia i
ciągle kręci się w pobliżu.
Opowiadać o
tej książeczce można by wiele zaczynając od przepięknego wydania. Twarda oprawa już nikogo nie dziwi i pewnie
nie zachwyca, aczkolwiek ja przy książkach dla dzieci uznaję to za duży plus. Zeszyt z Aniołami wydany jest w mało
powszechnym formacie 200x190, co moim zdaniem dodaje książce tylko uroku i
rzeczywiście przywodzi na myśl gruby kajet do spisywania wspomnień.
Ilustracje do
tej książki wykonała Ewa Beniak-Haremska i dla tej pani należą się ogromne
brawa. W ilustracjach tych nie ma żadnego koloru. Jest tylko czarna kreska,
która jednak pociągana dłonią pani Bieniak-Haremskiej nabiera takiego
temperamentu i humoru, że trudno powstrzymać się od śmiechu spoglądając na
każdy obrazek. Mnie osobiście trochę
kojarzą się z rysunkiem słynnego Sempego (Mikołajek) tylko twarze bohaterów
mają nieco bardziej polskie rysy.
Co do samej
treści, przyznaję, że już dawno nie czytałam książki dla starszych dzieci,
która tak by mnie zachwyciła. Wspominam
o dzieciach starszych, gdyż z reguły czytam literaturę przeznaczoną dla
przedszkolaków. Wiecie, że nie mogę się doczekać, kiedy mój Tymek sięgnie po Zeszyt z Aniołami? Oczami wyobraźni widzę
jak zaśmiewa się do łez i kiwa główką z powagą godną pierwszoklasisty.
Monika
Madejka, jak już wspomniałam wcześniej stworzyła według mnie prawdziwą
konkurencję dla Mikołajka. Doskonale potrafiła wczuć się w rolę małego chłopca,
a do tego świetnie stylizować język, który jest bardzo naturalny i prawdziwy.
Zupełnie, jak gdyby książkę napisał Kajtek. Obserwujemy codzienny świat oczami nieco
niesfornego dziesięciolatka, a wszystkie jego komentarze i dygresje doprowadzają
czytelnika do potoku łez radości.
Zgadzam się
więc z opinią pani Anieli: Ta książka
powinna być na liście metod walki ze stresem.
Zeszyt
z Aniołami po prostu trzeba przeczytać:
Trzeba
pielęgnować w sobie dziecko – a książki to jeden z najlepszych i najmilszych
sposobów. Polecam gorąco.
NIEZWYKŁY DZIENNIK NIEZWYKŁEGO CHŁOPCA.
"Zeszyt z aniołami" przywraca mi wiarę w to, że literatura skierowana do dzieci może zachwycić, zachęcić młodego czytelnika, odciągnąć go od komputera i telewizji, przekonać do tego, że warto czytać, iż ze słowem pisanym również możemy się świetnie bawić, śmiać, miło spędzić czas. Na pewno każdy rodzic, który podsunie swojemu potomkowi ten tytuł będzie zadowolony, a przyszły czytelnik szybko zrozumie, jaka to rewelacyjna książka i jeszcze podziękuje mamie czy tacie. Tego jestem pewna! Szczególnie teraz, gdy zbliżają się wakacje, uważam, że trzeba zaopatrzyć się w "Zeszyt z aniołami", ponieważ to powieść o prawdziwej rodzinie, z rzeczywistymi uczuciami, z prawdopodobnymi historiami, a wszystko napisane tak lekko i zabawnie, że aż się prosi o ciąg dalszy.
Nasz bohater, autor pamiętnika, to chłopiec dziesięcioletni zwany przez wszystkich Kajtkiem. Chodzi do czwartej klasy i zaczyna pisać, snuć swoją opowieść, ponieważ pani od polskiego zadała im taką nietypową pracę domową. Poznajemy całą rodzinę tego rezolutnego i spostrzegawczego ucznia szkoły podstawowej, jego przyjaciół równie ciekawych jak on sam, jego mamę, która potrafi ugotować przepyszne potrawy, choć czasem nie nadają się one do konsumpcji, jego szaloną babcię, tatę, który ma dwie lewe ręce, ale tylko podczas remontu, młodsze rodzeństwo, malutką Kasię i nieco starszego, sześcioletniego Ediego, który bywa pomysłowy i pomocny. Wszystkie postacie są świetnie nakreślone, barwne i interesujące, doskonale stworzone i przemyślane, dopracowane w każdym szczególe. I młodszy, i starszy czytelnik może tu znaleźć coś dla siebie.
Oczywiście pierwsze, co pomyślałam biorąc do ręki tę książkę, to naprawdę znakomicie wykonana okładka, ponieważ oprawa jest twarda, a ma to naprawdę niebagatelne znaczenie w przypadku powieści dla dzieci, wielokrotnie przeglądanych, dotykanych, kartkowanych, użytkowanych po prostu. Wiele wesołych ilustracji, jakie możemy znaleźć na stronach "Zeszytu z aniołami" również dodaje uroku tej historii, gdyż przyciągają one uwagę dziecka, powodują, że wyobraźnia naszej latorośli działa, w oparciu o rysunki właśnie i nie daje możliwości, by było nudno, by dziecko ziewało, nie słuchało czytania rodzica. Naturalnie jest to literatura bardziej dla starszego czytelnika, raczej nie dla przedszkolaka czy malucha, chyba, że czyta mu się to we fragmentach, wtedy może się i on zainteresować.
Byłam pewna, że się nie zawiodę, książka przeszła moje najśmielsze oczekiwania. To ciepła, pełna życzliwości opowieść o tym, jak ważne są relacje międzyludzkie. O tym, że trzeba się dzielić, myśleć o innych, być wrażliwym i dobrym człowiekiem. Niejednokrotnie powodowała u mnie wzruszenie i radość. Bardzo spodobał mi się jeden fragment, który postanowiłam tutaj przytoczyć, ponieważ i ja mogłabym się pod tymi słowami podpisać:
" -To pani czyta książki dla dzieci? - Adaś wyjął mi z ust pytanie.
- Trzeba pielęgnować w sobie dziecko, kochani - z tajemniczym uśmiechem odpowiedziała pani Aniela - a książki to jeden z najlepszych i najmilszych sposobów." *
Bardzo dobrym pomysłem było według mnie dodanie przepisów kulinarnych, tych, z których nie tylko mama Kajtka wyczarowywała smaczne dania. Naleśniki ze szpinakiem sama robię i mogę zapewnić, że są wyśmienite, przepis na chleb pieczony przez babcię na pewno wypróbuję, jak również na drożdżówki z jagodami pani Litery i na biszkopt z rabarbarem.
Najważniejsze, co można dzięki tej książce zrozumieć, pojąć i czego się nauczyć, z czego możemy brać przykład to prawdziwie rodzinna, ciepła więź, jaka panuje w domu Kajtka. Nie ma tu ideałów, są wady i zalety, ale jest miłość i szacunek, dlatego cieszę się, że powstała taka powieść, jako przykład tego, jak ważna i istotna jest rodzina, wspólne posiłki, zrozumienie, rozmowa, przyjaciele, pomoc sąsiedzka, wybaczanie błędów. Każdy znajdzie tutaj coś dla siebie, coś odmiennego go przyciągnie, zainteresuje, na coś innego zwróci uwagę, ale jestem pewna, że nikt nie powie, iż czas spędzony z "Zeszytem z aniołami" to czas stracony. Nie ma takiej opcji. Polecam szczerze i całym sercem, nie pożałujecie.
Za ten uroczy, przezabawny tytuł dziękuję bardzo autorce i wydawnictwu Zysk i spółka.
"Zeszyt z aniołami" przywraca mi wiarę w to, że literatura skierowana do dzieci może zachwycić, zachęcić młodego czytelnika, odciągnąć go od komputera i telewizji, przekonać do tego, że warto czytać, iż ze słowem pisanym również możemy się świetnie bawić, śmiać, miło spędzić czas. Na pewno każdy rodzic, który podsunie swojemu potomkowi ten tytuł będzie zadowolony, a przyszły czytelnik szybko zrozumie, jaka to rewelacyjna książka i jeszcze podziękuje mamie czy tacie. Tego jestem pewna! Szczególnie teraz, gdy zbliżają się wakacje, uważam, że trzeba zaopatrzyć się w "Zeszyt z aniołami", ponieważ to powieść o prawdziwej rodzinie, z rzeczywistymi uczuciami, z prawdopodobnymi historiami, a wszystko napisane tak lekko i zabawnie, że aż się prosi o ciąg dalszy.
Nasz bohater, autor pamiętnika, to chłopiec dziesięcioletni zwany przez wszystkich Kajtkiem. Chodzi do czwartej klasy i zaczyna pisać, snuć swoją opowieść, ponieważ pani od polskiego zadała im taką nietypową pracę domową. Poznajemy całą rodzinę tego rezolutnego i spostrzegawczego ucznia szkoły podstawowej, jego przyjaciół równie ciekawych jak on sam, jego mamę, która potrafi ugotować przepyszne potrawy, choć czasem nie nadają się one do konsumpcji, jego szaloną babcię, tatę, który ma dwie lewe ręce, ale tylko podczas remontu, młodsze rodzeństwo, malutką Kasię i nieco starszego, sześcioletniego Ediego, który bywa pomysłowy i pomocny. Wszystkie postacie są świetnie nakreślone, barwne i interesujące, doskonale stworzone i przemyślane, dopracowane w każdym szczególe. I młodszy, i starszy czytelnik może tu znaleźć coś dla siebie.
Oczywiście pierwsze, co pomyślałam biorąc do ręki tę książkę, to naprawdę znakomicie wykonana okładka, ponieważ oprawa jest twarda, a ma to naprawdę niebagatelne znaczenie w przypadku powieści dla dzieci, wielokrotnie przeglądanych, dotykanych, kartkowanych, użytkowanych po prostu. Wiele wesołych ilustracji, jakie możemy znaleźć na stronach "Zeszytu z aniołami" również dodaje uroku tej historii, gdyż przyciągają one uwagę dziecka, powodują, że wyobraźnia naszej latorośli działa, w oparciu o rysunki właśnie i nie daje możliwości, by było nudno, by dziecko ziewało, nie słuchało czytania rodzica. Naturalnie jest to literatura bardziej dla starszego czytelnika, raczej nie dla przedszkolaka czy malucha, chyba, że czyta mu się to we fragmentach, wtedy może się i on zainteresować.
Byłam pewna, że się nie zawiodę, książka przeszła moje najśmielsze oczekiwania. To ciepła, pełna życzliwości opowieść o tym, jak ważne są relacje międzyludzkie. O tym, że trzeba się dzielić, myśleć o innych, być wrażliwym i dobrym człowiekiem. Niejednokrotnie powodowała u mnie wzruszenie i radość. Bardzo spodobał mi się jeden fragment, który postanowiłam tutaj przytoczyć, ponieważ i ja mogłabym się pod tymi słowami podpisać:
" -To pani czyta książki dla dzieci? - Adaś wyjął mi z ust pytanie.
- Trzeba pielęgnować w sobie dziecko, kochani - z tajemniczym uśmiechem odpowiedziała pani Aniela - a książki to jeden z najlepszych i najmilszych sposobów." *
Bardzo dobrym pomysłem było według mnie dodanie przepisów kulinarnych, tych, z których nie tylko mama Kajtka wyczarowywała smaczne dania. Naleśniki ze szpinakiem sama robię i mogę zapewnić, że są wyśmienite, przepis na chleb pieczony przez babcię na pewno wypróbuję, jak również na drożdżówki z jagodami pani Litery i na biszkopt z rabarbarem.
Najważniejsze, co można dzięki tej książce zrozumieć, pojąć i czego się nauczyć, z czego możemy brać przykład to prawdziwie rodzinna, ciepła więź, jaka panuje w domu Kajtka. Nie ma tu ideałów, są wady i zalety, ale jest miłość i szacunek, dlatego cieszę się, że powstała taka powieść, jako przykład tego, jak ważna i istotna jest rodzina, wspólne posiłki, zrozumienie, rozmowa, przyjaciele, pomoc sąsiedzka, wybaczanie błędów. Każdy znajdzie tutaj coś dla siebie, coś odmiennego go przyciągnie, zainteresuje, na coś innego zwróci uwagę, ale jestem pewna, że nikt nie powie, iż czas spędzony z "Zeszytem z aniołami" to czas stracony. Nie ma takiej opcji. Polecam szczerze i całym sercem, nie pożałujecie.
Za ten uroczy, przezabawny tytuł dziękuję bardzo autorce i wydawnictwu Zysk i spółka.
Zapewne wielu z Was w czasach szkoły podstawowej prowadziło
dzienniki. I ja miałam swój kajet, w którym opisywałam przeróżne
wydarzenia, zarówno te niecodzienne, jak i całkiem zwyczajne. Czytając
debiutancką książkę Moniki Madejek co rusz miałam przed oczami swoje
własne dzieciństwo i... właśnie ten stary dziennik, który leży
zapomniany gdzieś w moim rodzinnym domu.
O swoich zapiskach wspomniałam nieprzypadkowo: główny bohater
recenzowanej książki, dziesięcioletni Kajtek, również pisze dziennik. A
wszystko zaczyna się od niezwykłego zadania domowego, które wymyśla
nauczycielka języka polskiego. Chcąc przybliżyć uczniom definicję
autobiografii, proponuje im... pisanie przed dwa miesiące własnych
dzienników z założeniem, że kiedyś, w przyszłości, na jego podstawie
napiszą autobiografie.
Tego wszystkiego dowiadujemy się już od samego Kajtka, powieść ma bowiem
właśnie formę dziennika. Na początku czwartoklasista postanawia napisać
coś więcej o swojej rodzinie i przyjaciołach. Jego mama zajmuje się
domem i dorabia prowadząc kącik kulinarny w lokalnym czasopiśmie. Dzięki
temu mąż i dzieci mają okazję wypróbowywać wciąż nowe, niejednokrotnie
naprawdę pyszne, ale... najczęściej zimne dania. I wcale nie chodzi tu o
lody czy sernik na zimno. Tato do południa jest listonoszem i
paraduje w pocztowym niebieskim uniformie, potem przebiera się w
niebieski garnitur i nazywa się agentem ubezpieczeniowym. [1] Nasz
dzielny kronikarz ma też dwójkę młodszego rodzeństwa: Ediego i Kasię.
Częstym gościem w jego domu jest babcia. Pomimo tego, że mnie i ją
dzieli mniej więcej jedno pokolenie, doskonale zrozumiałam jej potrzebę
zrobienia czegoś szalonego, która pojawiła się po ukończeniu
sześćdziesięciu pięciu lat. I ja miewam podobne myśli, pewnie z powodu
zbliżających się wielkimi krokami trzydziestych urodzin. Ważną rolę w
życiu Kajtka pełnią też jego przyjaciele: Beti, która każe do siebie
zwracać się per Sławek oraz Adaś, któremu czasem towarzyszy starsza
siostra Anka. Na kartach powieści pojawia się też sympatyczne starsze
małżeństwo zwane Anielstwem oraz budząca mieszane uczucia sąsiadka, a zarazem znajoma mamy, pani Zosia.
Przyszły autor biografii nie próżnuje. Skrupulatnie notuje przebieg klasowych przygotowań do inscenizacji Kopciuszka, dzieli się planami związanymi ze zbliżającym się Dniem Matki, przygląda
się temu, jak zakochanie Anki wpływa na... jej twarz (uśmiałam się przy
tym do łez), komentuje zachowania babci czy też pani Zosia. Warto
podkreślić, że opisywane wydarzenia i problemy mogą pojawić się
praktycznie w każdej zwykłej polskiej rodzinie. Nie są to jakieś
nieprawdopodobne i wydumane historie, a opowieści prosto z życia
widziane z perspektywy dziecka. Sposób, w jaki opisane są poszczególne
zdarzenia nie tylko budzi uśmiech na twarzy, ale bardzo często sprawia,
że czytelnik śmieje się na cały głos, tak przynajmniej działo się w moim
wypadku. Bardzo spodobał mi się też
pomysł polegający na zamieszczeniu z tyłu książki kilkunastu przepisów.
Koniecznie muszę wypróbować przepis na pieczeń rzymską bez ścierki. :-)
Stylizowanie treści książki na
zapiski dziesięciolatka i narracja pierwszoosobowa wymagały od autorki
nie tylko wyjątkowej umiejętności wczucia się w psychikę
dziesięciolatka, ale również pisania w taki sposób, jak uczyniłby to
uczeń szkoły podstawowej. I pani Monice doskonale to się udało! Czytając Zeszyt z aniołami naprawdę
miałam wrażenie, że zapoznaję się z zapiskami dziesięcioletniego
chłopca. Z tego wszystkiego nabrałam ochoty na przeczytanie swoich
własnych notatek sprzed kilkunastu lat.
Na pochwałę zasługuje też jakość wydania powieści. Mamy tu ładnie
zaprojektowaną twardą okładkę, dobrej jakości papier, czytelny krój
pisma oraz brak błędów czy literówek. Nie mogłabym nie wspomnieć też o
czarno białych ilustracjach autorstwa Ewy Beniak-Haremskiej, które -
pomimo obecności na każdej stronie - nie dominują nad tekstem, a
doskonale go uzupełniają.
Nie mogę się już doczekać chwili, w której Zeszyt z aniołami będę
mogła przekazać mojej córce. Mam nadzieję, że za kilka lat będzie się
bawić przy czytaniu zapisków Kajtka równie dobrze jak ja. A może sama
zacznie prowadzić dziennik? Kto wie...
Przypis:
1. Monika Madejek, Zeszyt z aniołami, s. 10
Za możliwość zajrzenia do zapisków Kajtka oraz kilka godzin śmiechu i wzruszeń serdecznie dziękuję Monice Madejek, Wydawnictwu Zysk i S-ka oraz Renacie Kosin, która poleciła moją osobę Autorce.
„Trzeba pielęgnować w sobie dziecko (...), a książki to jeden z najlepszych i najmilszych sposobów” (str. 132) – mówi pani Aniela, połowa duetu Państwa Anielstwa. „Zeszyt z aniołami” Moniki Madejek jest świetnym pomysłem na przeniesienie się w czasy własnego dzieciństwa. Ale debiut literacki autorki jest również znakomitą rozrywką dla dorosłych. Ja się bardzo dobrze przy nim bawiłam.
10-letni Kajtek, w ramach nietypowej pracy domowej, zaczyna
pisać dziennik. Ale nie myślcie sobie, że to będzie takie sobie zwykłe pisanie.
O nie, ten pamiętnik będzie w przyszłości biografią dorosłego Kajetana, która
stanie się bestsellerem tłumaczonym na języki obce. W życiu Kajtka dużo się
dzieje, więc ma z czego robić notatki.
Mama chłopca prowadzi w lokalnej gazecie kącik kulinarny i
ćwiczy na rodzinie cierpliwość, bo potrawy najpierw należy uwiecznić na
zdjęciach. Tata pół dnia jest listonoszem, a drugie pół agentem
ubezpieczeniowym. I to drugie pół jest gorsze, bo wtedy nikt tak na niego nie
czeka, jak rano. Kajtek ma brata Ediego – to skrót od Edwarda, bo tak naprawdę
ma on na imię Zygmunt. Jest jeszcze malutka Kasia, która dla wszystkich ma swój
słodki uśmiech. Nie wolno także zapomnieć o Babci, która po urodzinach
postanawia zrobić w swoim życiu coś szalonego.
Kajtek ma też dwójkę oddanych przyjaciół: Adasia, który już
teraz jest artystą nie rozumianym, oraz Beti – „Zadeklarowaną Chłopiarę”,
której obce jest wszystko, co „babskie”, łącznie z imieniem, jest więc dla
przyjaciół Sławkiem. No i jest jeszcze Anka, siostra Adasia, która uwielbia
czytać, zwłaszcza książki skierowane niekoniecznie do niej.
Nie mam wielkiego doświadczenia w opisywaniu książek dla
dzieci, bo też i mało ich czytam. Ale nawet bez jakiejkolwiek praktyki i
porównań, powiem Wam jedno: „Zeszyt z aniołami” jest świetny. Podczas czytania
uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Nie ma tutaj bohatera, który nie
wzbudzałby sympatii, nawet lekko przemądrzała Ania jest mi bliska. Czytając
zapowiedź, byłam przekonana, że moją ulubienicą będzie Babcia, ale tak nie
jest. Zdecydowaną faworytką i postacią, która podbiła moje serce, jest Beti,
czyli Sławek – albo na odwrót. Dziewczynka, której wszyscy się boją, przez co
zapewnia swoim przyjaciołom poczucie bezpieczeństwa. Zna się na procach – jej
komentarz przy wręczaniu Babci prezentu jest powalający, a i przebranie na bal
przebierańców z okazji pikniku też jest wielce oryginalne. Zacytuję też
przemyślenia Kajtka: „Czasem zastanawiam się, jaki będzie mąż Sławka i jakie
będą jego obowiązki domowe. Bo że Sławek go do męskich spraw nie dopuści, to
pewne. Z drugiej strony, jeśli Beti chce być Sławkiem, to na pewno jest na
świecie jakiś Sławek, który marzy o zostaniu Beti. Grunt, by się kiedyś
odnaleźli” (str. 93). Ja parsknęłam śmiechem, a musicie wiedzieć, że to nie
jedyny komiczny opis; autorka ma rewelacyjne poczucie humoru, które bije z
każdej strony.
Na pochwałę zasługuje także wydanie. Twarda oprawa, biały
papier i ilustracje. To czarno-białe rysunki, ale stanowią doskonałe
uzupełnienie treści i bardzo mi się podobają. Ciekawym pomysłem było też
zamieszczenie kilku prostych – czyli dla mnie idealnych – przepisów
kulinarnych, zaakceptowanych przez Ediego, dodajmy. Pomysł na zapiekankę
warzywną mam w planach wykorzystać.
Książka Moniki Madejek w cudowny sposób pokazuje zwyczajną,
ciepłą rodzinę w ich codzienności. Uświadamia też, jak ważna dla dzieci jest
przyjaźń i jakim skarbem są najbliżsi, na których zawsze można liczyć. „Zeszyt
z aniołami” polecam Wam niezależnie od tego, ile macie lat. Kajtek i jego
rodzina na pewno przypadną Wam do gustu. A autorce chciałabym powiedzieć jedno:
Moniko, proszę o więcej:)
Za możliwość przeczytania dziękuję autorce, Monice Madejek oraz
Wydawnictwu Zysk i S-ka.
Wiele dzieci (w tym moje własne) twierdzi, że nie lubi szkoły. Jeśli jednak podrążyć temat okazuje się, że sama szkoła jest w porządku, bo zawsze dzieje się tam coś ciekawego, a niechęć uczniów budzi konieczność siedzenia na lekcjach i odrabianie zadań domowych...
Takie też zdanie na temat szkoły ma dziesięcioletni Kajtek, bohater
powieści "Zeszyt z aniołami", która to książka jest debiutem pisarskim
Moniki Madejek.
Kajtek jest uczniem czwartej klasy, ma dwójkę młodszego rodzeństwa,
troje najbliższych przyjaciół, zapracowanych rodziców i babcię, która
choć mieszka w innym mieście to ma ogromny wpływ na całą rodzinę.
Historia rozpoczyna się w poniedziałek 18 kwietnia, kiedy to
wychowawczyni a zarazem nauczycielka języka polskiego zadaje klasie
Kajtka nietypowe zadanie - otóż uczniowie mają prowadzić przez dwa
miesiące dziennik i opisywać w nim szczerze własne przeżycia i
przemyślenia. Jako, że jest to niezwykle intymna tematyka pani nie
będzie sprawdzać co napisali, a na koniec roku uczniowie sami ocenią
swoją pracę.
I tak oto możemy śledzić dzień po dniu kronikę dwóch miesięcy z życia Kajtka, jego rodziny i przyjaciół. A jest o czym pisać...
Po pierwsze babcia, która kończy właśnie 65 lat postanawia zrobić coś
szalonego. Jeszcze nie wie co to będzie, ale cała rodzina z drżeniem
serca oczekuje co wymyśli starsza pani. Po drugie klasa Kajtka
przygotowuje inscenizację "Kopciuszka" na Dzień Matki i im bliżej daty
premiery tym atmosfera robi się coraz bardziej nerwowa. Po trzecie mama,
która prowadzi kącik kulinarny w lokalnej gazecie, ma trochę kłopotów w
pracy i dzieciaki starają się jej jakoś pomóc. To tylko kilka
problemów, którymi żyje Kajtek i jego bliscy w ciągu tych dwóch miesięcy
ale jest jeszcze kilka innych mniej lub bardziej ważnych spraw, tak, że
materiału do dziennika jest całkiem sporo.
Kajtek i jego przyjaciele to zwyczajne dzieciaki - raczej grzeczne, choć
miewają czasem zwariowane pomysły. Ale powiedzcie sami, nigdy nie
korciło was aby polatać na miotle jak Harry Potter? A może zdarzyło się
zrobić coś, co wydawało się dobrym uczynkiem, a w końcu okazało się
totalną klapą? I przyznajcie uczciwie, nie byliście ciekawi jak działa
gaśnica proszkowa? No właśnie, każdy z nas ma na sumieniu przynajmniej
kilka takich nie do końca przemyślanych postępków...
Książka pisana jest o dzieciach i dla dzieci, ale bardzo ważni są w niej
również dorośli - rodzina Kajtka, sąsiedzi, pani wychowawczyni. To
bardzo zróżnicowane grono, raczej miłe, chociaż zdarzają się wyjątki. To
ważne, bo często się zdarza, że autorzy książek dla dzieci idealizują
dorosłych, którzy mają stanowić niedościgły wzór dla młodego pokolenia.
Tymczasem dziecko to niezwykle krytyczny obserwator świata i takiż
czytelnik, więc pisząc dla takiego odbiorcy trzeba jak najbliżej trzymać
się rzeczywistości. Oczywiście należy negatywnemu bohaterowi dać szansę
na poprawę, ale nie wolno wmawiać dziecku, że wszyscy dorośli to wzory
do naśladowania.
Osobnym tematem jest babcia Kajtka - była tancerka, od lat na emeryturze
postanawia coś zrobić z własnym życiem. Jak to zwykle bywa najlepiej
dogaduje się z wnukiem i to jego pierwszego wprowadza w swoje plany, a
dopiero w dalszej kolejności informuje o swoich pomysłach córkę i
zięcia. Babcia jest nieco apodyktyczna, trochę samolubna, jeśli trzeba
to przebiegła, ale w krytycznych chwilach rodzina może na nią liczyć.
Powieść Moniki Madejek to ciepła, pełna humoru historia dla dzieci w
wieku 10-12 lat, aczkolwiek ja czytałam ją z ośmiolatkiem i obydwoje
świetnie się przy niej bawiliśmy. Miejmy nadzieję, że jeszcze kiedyś
będziemy mogli przeczytać kolejne książki tej autorki.
Mam szczęście do udanych i wartościowych lektur dziecięcych. W ostatnim miesiącu całkiem sporo udało się nam przeczytać. Zaczęliśmy od Nudzimisiów, potem zapoznaliśmy się z szalonym Elfem, a teraz przyszedł czas na "Zeszyt z aniołami".
Trochę mnie zwiódł tytuł, powiem szczerze, bo spodziewałam się dosłownej opowieści o aniołach. Przeczytałam opis z okładki, który zaprzeczał temu całkowicie i sama nie wiedząc już czego oczekiwać, wzięłam książkę pod pachę i zaproponowałam dzieciakom na wieczorne czytanie.
"Zeszyt z aniołami" to pamiętnik pisany przez dziesięcioletniego Kajtka. W ramach zadania domowego, cała klasa dostaje taką nietypową misję. Początkowo chłopiec martwi się, że nie będzie miał o czym pisać, w swoim notatniku, ozdobionym anielskimi wizerunkami, ale oczywiście martwi się zupełnie niepotrzebnie, bowiem codzienność Kajtka, jego rodziny i przyjaciół jest tak barwna, że zapisków w pamiętniku będzie aż nadto.
Kajtek jest sympatycznym dzieckiem, bardzo pomocnym i koleżeńskim. Zdarzają mu się oczywiście słabsze momenty, kiedy coś zbroi, albo zepsuje, ale wiadomo, nikt nie jest doskonały.
Z taką grupą przyjaciół i szaloną rodzinką, jaką ma nasz bohater, przygód będzie co nie miara i nawet pozornie zwyczajny dzień stanie się wyjątkowy.
Rodzinka Kajtka składa się z następujących osobistości:
Mama, której wielką pasją jest gotowanie i prowadzi swoją kulinarną rubrykę w czasopiśmie dla pań. Dzięki Mamie w pamiętniku znajdą się opisy wspaniałych dań i pysznych zakąsek, wraz z przepisami.
Tata, trochę szalony, pracujący na dwie zmiany, ale zawsze znajdujący czas dla swojej rodzinki. Dostarczy domownikom niebywałych emocji w trakcie remontu mieszkania i zawsze wie, jak pocieszyć smutasa.
Edi - młodszy brat, dla którego Kajtek jest wielkim autorytetem i niedoścignionym wzorem. Wpadnie na niesamowity pomysł, związany z urodzinami Mamy.
Kasia - młodsza siostra, która swoim urzekającym uśmiechem rozbraja każdego.
Babcia, chociaż wiekowa,ciągle młoda duchem, wpada na niekonwencjonalne pomysły i zaraża wszystkich domowników pozytywną energią.
Kajtek ma tez grupę wiernych przyjaciół: Adasia, wielkiego amatora Maminych potraw, Beti, dziewczynkę, która jest Zadeklarowaną Chłopiarą i każe na siebie mówić Sławek, oraz Ankę, która jest mądra, oczytana i ... trochę odosobniona w tym towarzystwie.
Wraz z bliskimi, Kajtek stawia czoło codzienności. Sporo się w jego życiu dzieje, bowiem trzeba ogarnąć obowiązki szkolne, przygotować się do przedstawienia z okazji Dnia Mamy, pomóc sąsiadce w ogrodzie, otoczyć opieką młodsze rodzeństwo, wziąć udział w przygotowaniu pikniku. Każda, nawet pozornie prosta czynność może zmienić się w niesamowitą przygodę, kiedy spędza się czas z przyjaciółmi i życzliwymi osobami. Nie ma czas na nudę, a przy okazji można się czegoś pożytecznego nauczyć lub pomóc komuś w potrzebie.
Wspaniała to książeczka, przekazująca życiową mądrość, wskazująca na wartość rodziny i uświadamiająca, że warto być dobrym, uczynnym i koleżeńskim. Kolejna książka łącząca przyjemne z pożytecznym, czyli taka, jakie lubię najbardziej.
Jako że moje dzieci podejmują wszelkie książkowe tematy i do "Zeszytu z aniołami" podeszli bardzo entuzjastycznie. Po wspólnej lekturze, stwierdzam jednak, że moje skrzaty są trochę za małe, żeby dokładnie wgryźć się w prezentowaną historię. Po prostu nie rozumieją jeszcze wszystkich tematów szkolnych, opisywanych w książeczce i przygód przeżywanych przez Kajtka.
Najlepszą grupą docelową książki będą dzieciaki w wieku szkolnym. Dla nich opisywane problemy i wydarzenia będą najbardziej aktualne, a młodzi czytelnicy będą mogli się z nimi utożsamić.
Zatem odkładam "Zeszyt z aniołami" na górną półkę w mojej biblioteczce, gdzie będzie spokojnie czekał, aż moje dzieci do niego dorosną.
Za możliwość zapoznania się z książką dziękuję Autorce, którą serdecznie pozdrawiam :)
Monika Madejek zadebiutowała na polskim rynku pozycją „Zeszyt z aniołami”, wydaną w 2013 roku przez Zysk i S-ka.
Książka opowiada o losach Kajtka.
Kajtek wie, że jak dorośnie będzie Kajetanem, ale na razie jest dzieckiem i w
ogóle się tym nie martwi. Chodzi do szkoły, ma troje przyjaciół i dwójkę
rodzeństwa. Jego tata jest listonoszem i agentem ubezpieczeniowym, a mama
zajmuje się wychowaniem maleńkiej Kasi i gotowaniem. Pewnego dnia Kajtek
dostaje dziwną pracę domową – ma przez dwa miesiące prowadzić dziennik, którego
pani i tak nie sprawdzi! Kusi go jednak wizja napisania w przyszłości
autobiografii, dlatego z chęcią opisuje swoje przygody. A tych ma całe mnóstwo!
Oczywiście w większości towarzyszą mu przyjaciele – Adaś, jego siostra Anka i
Beti, która jest typową chłopczycą i każe do siebie mówić Sławek. Kajtek lubi
spędzać z nimi czas, dlatego często jedzą razem obiady, albo wybierają się na
spacery. Odwiedzają nawet babcię chłopca, ale ta nie ma dla nich czasu… Za to
mama Kajtka zdaje się mieć nie trójkę, a szóstkę pociech w domu. Dzieci
urządzają przedstawienie na Dzień Matki, a także potajemną zbiórkę pieniędzy na
aparat dla ukochanej mamy. Zarabiają pieniądze u zaprzyjaźnionego małżeństwa,
pomagając w pracach w ogrodzie. Dodatkowo mają wiele pomysłów, jak urozmaicić
sobie czas.
Książka jest pisana w formie
dziennika. Narracja jest pierwszoosobowa, pojawiają się też dialogi. Kajtek to
uważny obserwator, który zachowuje jednak cechy dziecka. Nie zawsze wie, co
zrobił źle, nie rozumie też niektórych spraw dorosłych. Mimo wszystko jak na
swój wiek jest bardzo dojrzały. Rzadko mówi o swoich uczuciach i emocjach, ale
bardzo dobrze opisuje wszystko, co dzieje się wokół. Jest przy tym szczery i zabawny.
To bardzo dobrze wykreowana postać.
Głównym tematem jest oczywiście
życie Kajtka. Są tu jednak też wątki poboczne, na które warto zwrócić uwagę.
Bardzo silnie zarysowuje się aspekt kulinarny – do tego stopnia, że w książce
nie tylko pojawiają się liczne opisy i historie gotowania, ale też przepisy.
Dodatkowym motywem, który mi osobiście bardzo przypadł do gustu, jest temat
starości. Babcia Kajtka to niezła osóbka, a i pani Aniela jej dorównuje. No i
piękny wątek przyjaźni, w tym przyjaźni damsko-męskiej. Nie można też zapominać
o relacjach rodzinnych, które tu są wręcz niesamowicie uwydatnione!
Formułując dalsze zachwyty, muszę
wspomnieć o ilustracjach Ewy Beniak-Haremskiej. To czarno-białe rysunki,
dopasowane do tematu ze strony, niby proste, ale cieszą oko. Początkowo myślałam,
że brak koloru będzie minusem, pod koniec książki zrozumiałam, że byłam w
błędzie. Rysunki są śliczne i zabawne.
Plusem na pewno jest temat.
Drugim, który muszę przyznać, jest forma – dziennik to super pomysł. Mały minus
za nieco zbyt dorosłego narratora. I kolejny za wpadkę z datą – 2 maja dzieci
poszły do szkoły… Nie jestem przekonana, czy to moja niewiedza, czy może błąd
autorki, ale wydaje mi się, że weekend majowy zazwyczaj wlicza w siebie 2.05.
Książka podobała mi się
niesamowicie. Śmiałam się, dziwiłam, zachwycałam… Niestety, widać, że autorka
wychowała się w innych czasach (bardzo podobnych do moich!), bo dzieci w
książce nie przesiadują przed komputerem, ale biegają po podwórku, same z
siebie pomagają dorosłym, są życzliwe i nie kantują w szkole! Zachwycające i
nieco wyidealizowane, ale podoba mi się to.
Komu mogę polecić książkę? Na
pewno rodzicom, którzy szukają lektury dla pociech. Starsi też znajdą tu coś
dla siebie – humor i nostalgię za dzieciństwem. Pozycja bardzo dobra, zachęcam.
Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Zysk i S-KA
Pozornie książka dla dzieci, taki nasz rodzimy Mikołajek. Kajtek, dziesięciolatek opisuje kilka miesięcy z życia swojej rodziny. Bardzo ciekawe jest pokazanie przez autorkę postrzeganie świata przez małego chłopca. Świetnie napisana, przepełniona humorem powieść. Jednak to co w niej jest najistotniejsze, to zmuszenie czytelnika do refleksji nad przeżywanymi dniami. Bo one nie są takie same, jak często nam się wydaje. W każdym dniu coś ważnego się dzieje, coś co ma wpływ na dalszy bieg wydarzeń i jeszcze coś chyba najważniejszego. Ta powieść pozwala nam przypomnieć każdemu z nas i odkryć na nowo w sobie dziecko, tę ciekawość świata, otwartość, empatię. Cudowna lektura. Gorąco polecam wszystkim. Dzieci znajdą tu zabawne przygody, a dorośli dużo więcej. Gorąco namawiam. Przeczytajcie.
Książka opowiada o losach dziesięcioletniego Kajtka. Chłopiec mieszka z rodzicami i dwójką rodzeństwa, do tego ma trójkę przyjaciół i zwariowaną babcię. Pewnego dnia Kajtek dostaje nietypową pracę domową - ma przez dwa miesiące prowadzić dziennik. Dziesięciolatek podchodzi do swojego zadania z ogromnym entuzjazmem, gdyż w przyszłości ma zamiar wydać własna autobiografię. Właśnie dlatego chłopiec bardzo skrupulatnie opisuje każdą swoją przygodę. A nie jest ich mało! Oczywiście, we wszystkie śmieszne incydenty zamieszani są przyjaciele Kajtka.
Adaś -
ogromny fan wyśmienitej kuchni mamy chłopca - zawsze jest tam, gdzie można
dostać coś smakowitego. Sławek, o którym warto wspomnieć, że jest dziewczyną i
naprawdę ma na imię Beti. Jednak Beti jest zadeklarowaną "chłopiarą" i woli być
nazywana Sławek. Zostaje jeszcze Anka, którą Kajtek nazywa „przyjaciółką z
obowiązku”, gdyż jest starszą siostrą Adasia.
Ale najbardziej zwariowana i
niepowtarzalna jest babcia, pełna wigoru i energii postanawia zaszaleć!
Co wymyśli nieprzewidywalna
babcia?
Jakie przygody spotkają
przyjaciół?
Autorka w sposób bardzo zabawny i
ciekawy przedstawiła losy chłopca, jego rodziny i znajomych. Cały utwór został
napisany w formie dziennika. Monika Madejek tak dobrała język i styl pisania,
że czytelnik ma wrażenie jakby naprawdę czytał dziennik napisany przez
dziesięciolatka. Autorka dużą wagę przywiązuje do aspektu kulinarnego. Na końcu
książki autorka umieściła przepisy mamy Kajtka na różne potrawy. Warto również
zwrócić uwagę na fantastyczne wydanie utworu. Gruba i kolorowa okładka oraz
liczne ilustracje, autorstwa Ewy Beniak-Haremskiej, sprawiają, że lektura staje
się jeszcze przyjemniejsza.
Polecam „Zeszyt z
aniołami” wszystkim, którzy uwielbiają przygody Mikołajka. Obydwie pozycje są
do siebie podobne pod niektórymi względami i gwarantuję, że wszystkim fanom
Mikołajka przypadnie do gustu książka Moniki Madejek.
Poznajcie
dziesięcioletniego Kajetana, dla przyjaciół (czyli i dla Was) Kajtka.
Ten, jak sam o sobie lubi mówić, już prawie nastolatek ma bardzo
sympatyczną rodzinkę. Jego tata Robert jest listonoszem, który po
rozniesieniu wszystkich listów zmienia się w agenta ubezpieczeniowego.
Mama Ewa jest redaktorem rubryki z przepisami kulinarnymi w lokalnej
gazecie. Dzięki temu rodzina i przyjaciele Kajtka mają mnóstwo okazji do
wypróbowania nowych potraw. Niestety, czasami muszą je jeść na zimno,
bo mama dużo czasu spędza na robieniu zdjęć gotowych dań (może dlatego,
że jej aparat jest już zupełnie stary). Ale komu by to przeszkadzało!
Kajtek ma młodszego brata Zygmunta Edwarda, zwanego Edim i całkiem małą
siostrzyczkę Kasię. Ma też nieco zwariowaną babcię, która jest już na
emeryturze i ma mnóstwo czasu, niezupełnie wolnego, bowiem zapełnia go
przeróżnymi dziwnymi kursami (na przykład spadochroniarstwa) albo
pracami (przez jakiś czas była nawet portierem w fabryce sznurowadeł).
Kajtek uwielbia do niej wydzwaniać i dzielić się z nią wiadomościami z
życia rodziny i szkoły. Opowiada też o wyczynach swoich przyjaciół:
Adasia i Beti (która, choć jest stuprocentową dziewczyną, zachowuje się
jak chłopak i każe do siebie mówić Sławek:)).„Zeszyt
z aniołami” zaczyna się 18 kwietnia. To właśnie wtedy pani Litera,
nauczycielka języka polskiego, zadaje klasie Kajtka nietypowe zadanie.
Dzieciaki mają dzień po dniu prowadzić dziennik i zapisywać w nim
ciekawe, zabawne, straszne i pouczające przygody, jakie się im
przytrafiły. I to właśnie z dziennika Kajtka dowiemy się o tym, jak Adaś
i jego starsza siostra Ania urządzili zawody w lataniu (efekt: połamane
ręce!), jak Anka się zakochała i zaczęła poprawiać swoją urodę różnymi
dziwnymi maseczkami (efekt: „ufarbowana” buzia Ani po maseczce z
czarnych jagód). Jak Kajtek, Adaś i Edi wybrali się do babci, którą
tymczasem pochłonął Internet i przez cały weekend czatowała z panem
Stefanem (efekt: cała trójka przez kilka dni pochłaniała płatki na mleku
i nie musiała się myć przed snem, bo nie miał ich kto sprawdzić). Jak
cała klasa wystawiała przedstawienie o Kopciuszku, w którym Sławek
zagrała oczywiście królewicza (efekt: podczas próby Kajtek „spróbował”
odpalić gaśnicę. Udało mu się...). Jak Kajtek, Edi, Kasia, a później
również Adaś i Sławek zaczęli swoją pierwszą w życiu pracę – pomoc w
ogrodowych zajęciach u pani Anieli i pana Zygmunta, właścicieli „Gospody
pod Aniołem” (efekt: zarobione pieniążki chłopcy „wymienili” na
przepiękny prezent dla mamy na Dzień Matki, fenomenalny, nowoczesny
aparat fotograficzny! Obiad już nigdy nie będzie zimny! Hurra!).
Książka ma formę pamiętnika. Pisze go na polecenie nauczycielki Kajtek, chłopak ze zdrowym dystansem do świata. Jest najstarszym synem w wielodzietnej (2+3) rodzinie. Dzień po dniu opisuje swoich rodziców, przyjaciół, nauczycieli, sąsiadów. Akcja dzieje się gdzieś obok nas, nie wiadomo gdzie. Może to być tuż za rogiem. Dziś, wczoraj, pięć lat temu – nieważne.
Ważna jest za to ciepła, kochająca się rodzina Kajtka (choć babcia jest nieco postrzelona). Dzieci, które chcą pomagać w domu i które na rodzinne obiady ściągają przyjaciół. Ba, w ogóle mają przyjaciół i dbają o nich. A ci przyjaciele to cała galeria osobowości: dziewczyna, która chce być chłopcem, chłopak, który chce być sławny, zaczytana w książkach starsza koleżanka ze skłonnością do kosmetycznych eksperymentów. Każdy z nas miał takich przyjaciół.
Zaczęłam czytać “Zeszyt…” z uśmiechem rozbawienia, ale po kilkudziesięciu stronach byłam nieco… zdziwiona. Po pierwsze, tytuł jest nieco mylący. Po drugie, brakowało mi prawdziwego czarnego charakteru (jedyny negatywny bohater jest właściwie tylko nieco przyszarzały). Po trzecie, nie mogłam się pozbyć wrażenia, że to książka o dzieciach z kosmosu! Bo one, na niebiosa, nie oglądają telewizji, nie grają w komputerowe gierki (babcia gra), nie mają komórek. Z takimi dziećmi bawiłam się w dzieciństwie. Kiedy już opanowałam zdziwienie, doszłam do wniosku, że książka wcale nie jest przez to niewspółczesna. Nazwałabym ją raczej uniwersalną, pozbawioną całej marketingowo-popkulturowej warstwy, która tak często jest dziś uwypuklana w książkach dla dzieci. To jest siła książki Moniki Madejek.
Proste, czarno-białe ilustracje Ewy Bieniak-Haremskiej są zabawne, lekkie i niosą tę samą “oldskulowość”, która wyłazi spomiędzy kartek Kajtkowego pamiętnika. Format książki (zbliżony do kwadratu, w twardej oprawie) sprawia, że Zeszyt z aniołami rzeczywiście przypomina dzienniczek.
Książka Madejek jest napisana bardzo sprawnie, potoczystym językiem. Jest w niej miejsce na ironię, ale i na skrzący się, ciepły humor. Powieść ma w sobie echo książek, które czytałam jako mała dziewczynka – Bahdaja, Niziurskiego, Ożogowskiej.
Warto takie książki podsuwać dzieciom. Pokazują, jak wzmacniać przyjaźń, jak rozmawiać w kochającej się rodzinie, jak robić bliskim drobne przyjemności – z niczego, bez okazji. Zeszyt z aniołami to na pewno propozycja dla dzieci, które już dość sprawnie czytają (mój pięciolatek nie rozumiał wszystkich smaczków i dowcipów), ale i rodzice będą się świetnie bawić przy lekturze. Książka Moniki Madejek może być punktem spotkania dla dwóch, a może i trzech pokoleń czytelników.
Poznajcie
dziesięcioletniego Kajetana, dla przyjaciół (czyli i dla Was) Kajtka.
Ten, jak sam o sobie lubi mówić, już prawie nastolatek ma bardzo
sympatyczną rodzinkę. Jego tata Robert jest listonoszem, który po
rozniesieniu wszystkich listów zmienia się w agenta ubezpieczeniowego.
Mama Ewa jest redaktorem rubryki z przepisami kulinarnymi w lokalnej
gazecie. Dzięki temu rodzina i przyjaciele Kajtka mają mnóstwo okazji do
wypróbowania nowych potraw. Niestety, czasami muszą je jeść na zimno,
bo mama dużo czasu spędza na robieniu zdjęć gotowych dań (może dlatego,
że jej aparat jest już zupełnie stary). Ale komu by to przeszkadzało!
Kajtek ma młodszego brata Zygmunta Edwarda, zwanego Edim i całkiem małą
siostrzyczkę Kasię. Ma też nieco zwariowaną babcię, która jest już na
emeryturze i ma mnóstwo czasu, niezupełnie wolnego, bowiem zapełnia go
przeróżnymi dziwnymi kursami (na przykład spadochroniarstwa) albo
pracami (przez jakiś czas była nawet portierem w fabryce sznurowadeł).
Kajtek uwielbia do niej wydzwaniać i dzielić się z nią wiadomościami z
życia rodziny i szkoły. Opowiada też o wyczynach swoich przyjaciół:
Adasia i Beti (która, choć jest stuprocentową dziewczyną, zachowuje się
jak chłopak i każe do siebie mówić Sławek:)).„Zeszyt
z aniołami” zaczyna się 18 kwietnia. To właśnie wtedy pani Litera,
nauczycielka języka polskiego, zadaje klasie Kajtka nietypowe zadanie.
Dzieciaki mają dzień po dniu prowadzić dziennik i zapisywać w nim
ciekawe, zabawne, straszne i pouczające przygody, jakie się im
przytrafiły. I to właśnie z dziennika Kajtka dowiemy się o tym, jak Adaś
i jego starsza siostra Ania urządzili zawody w lataniu (efekt: połamane
ręce!), jak Anka się zakochała i zaczęła poprawiać swoją urodę różnymi
dziwnymi maseczkami (efekt: „ufarbowana” buzia Ani po maseczce z
czarnych jagód). Jak Kajtek, Adaś i Edi wybrali się do babci, którą
tymczasem pochłonął Internet i przez cały weekend czatowała z panem
Stefanem (efekt: cała trójka przez kilka dni pochłaniała płatki na mleku
i nie musiała się myć przed snem, bo nie miał ich kto sprawdzić). Jak
cała klasa wystawiała przedstawienie o Kopciuszku, w którym Sławek
zagrała oczywiście królewicza (efekt: podczas próby Kajtek „spróbował”
odpalić gaśnicę. Udało mu się...). Jak Kajtek, Edi, Kasia, a później
również Adaś i Sławek zaczęli swoją pierwszą w życiu pracę – pomoc w
ogrodowych zajęciach u pani Anieli i pana Zygmunta, właścicieli „Gospody
pod Aniołem” (efekt: zarobione pieniążki chłopcy „wymienili” na
przepiękny prezent dla mamy na Dzień Matki, fenomenalny, nowoczesny
aparat fotograficzny! Obiad już nigdy nie będzie zimny! Hurra!).
Kochani, mogłabym jeszcze długo opowiadać wam o niezwykle zabawnych
przygodach Kajtka i jego najbliższych, opisanych w „Zeszycie z
aniołami”, ale myślę, że będzie najlepiej, gdy sami o nich przeczytacie.
Gwarantuję, że nie będziecie żałować, ale ostrzegam – od śmiechu może
rozboleć Was brzuch. Choć z drugiej strony taki śmiejący masaż mięśni
może być dobrym lekarstwem na świąteczny nadmiar smakołyków!
Parę słów dla dorosłych: Książka Moniki Madejek „Zeszyt z aniołami” to doskonała lektura,
pokazująca dzień po dniu, kilka miesięcy z życia dziesięciolatka.
Opisując zwyczajne wydarzenia z życia Kajtka, jego przyjaciół i jego
rodziny autorka przemyca w treści pochwałę empatii, wyczulenia na cudze
problemy (na przykładzie kłopotów w pracy redakcyjnej mamy Kajtka),
życzliwości i gotowości niesienia pomocy innym (pomoc w pracach
ogrodowych u właścicieli „Gospody pod Aniołem”, przeznaczenie
zarobionych pieniędzy na prezent dla mamy). Tę sympatyczną opowieść,
napisaną bardzo starannie pięknym literackim językiem, czyta się
doskonale dzięki podziałowi na krótkie, „jednodniowe” odcinki tekstu.
Dodatkowym atutem książki są świetne ilustracje Ewy Beniak-Haremskiej.
Polecamy.
Recenzja na Portalu Książki są ważne
Czytając “Zeszyt z aniołami” nie mogłam się pozbyć wrażenia, że to książka o dzieciach z kosmosu. Nie oglądają telewizji, nie grają w komputerowe gierki (babcia gra...), nie mają komórek... Mają za to przyjaciół i przygody. Staroświecka historia? Nie, raczej uniwersalna opowieść o tym, co w świecie dzieci ponadczasowe.
Monika Madejek napisała powieść dla dziewięcio-, dziesięcio-, jedenastolatków. Kiedy się przegląda półki księgarń, nie ma na nich wielu współczesnych polskich książek dla czytelników w tym wieku. Jest za to sporo przekładów zagranicznych bestsellerów. Cenny wydał mi się więc fakt, że wydawnictwo Zysk i S-ka postanowiło dopieścić tę grupę wiekową i postawiło na polską autorkę.Książka ma formę pamiętnika. Pisze go na polecenie nauczycielki Kajtek, chłopak ze zdrowym dystansem do świata. Jest najstarszym synem w wielodzietnej (2+3) rodzinie. Dzień po dniu opisuje swoich rodziców, przyjaciół, nauczycieli, sąsiadów. Akcja dzieje się gdzieś obok nas, nie wiadomo gdzie. Może to być tuż za rogiem. Dziś, wczoraj, pięć lat temu – nieważne.
Ważna jest za to ciepła, kochająca się rodzina Kajtka (choć babcia jest nieco postrzelona). Dzieci, które chcą pomagać w domu i które na rodzinne obiady ściągają przyjaciół. Ba, w ogóle mają przyjaciół i dbają o nich. A ci przyjaciele to cała galeria osobowości: dziewczyna, która chce być chłopcem, chłopak, który chce być sławny, zaczytana w książkach starsza koleżanka ze skłonnością do kosmetycznych eksperymentów. Każdy z nas miał takich przyjaciół.
Zaczęłam czytać “Zeszyt…” z uśmiechem rozbawienia, ale po kilkudziesięciu stronach byłam nieco… zdziwiona. Po pierwsze, tytuł jest nieco mylący. Po drugie, brakowało mi prawdziwego czarnego charakteru (jedyny negatywny bohater jest właściwie tylko nieco przyszarzały). Po trzecie, nie mogłam się pozbyć wrażenia, że to książka o dzieciach z kosmosu! Bo one, na niebiosa, nie oglądają telewizji, nie grają w komputerowe gierki (babcia gra), nie mają komórek. Z takimi dziećmi bawiłam się w dzieciństwie. Kiedy już opanowałam zdziwienie, doszłam do wniosku, że książka wcale nie jest przez to niewspółczesna. Nazwałabym ją raczej uniwersalną, pozbawioną całej marketingowo-popkulturowej warstwy, która tak często jest dziś uwypuklana w książkach dla dzieci. To jest siła książki Moniki Madejek.
Proste, czarno-białe ilustracje Ewy Bieniak-Haremskiej są zabawne, lekkie i niosą tę samą “oldskulowość”, która wyłazi spomiędzy kartek Kajtkowego pamiętnika. Format książki (zbliżony do kwadratu, w twardej oprawie) sprawia, że Zeszyt z aniołami rzeczywiście przypomina dzienniczek.
Książka Madejek jest napisana bardzo sprawnie, potoczystym językiem. Jest w niej miejsce na ironię, ale i na skrzący się, ciepły humor. Powieść ma w sobie echo książek, które czytałam jako mała dziewczynka – Bahdaja, Niziurskiego, Ożogowskiej.
Warto takie książki podsuwać dzieciom. Pokazują, jak wzmacniać przyjaźń, jak rozmawiać w kochającej się rodzinie, jak robić bliskim drobne przyjemności – z niczego, bez okazji. Zeszyt z aniołami to na pewno propozycja dla dzieci, które już dość sprawnie czytają (mój pięciolatek nie rozumiał wszystkich smaczków i dowcipów), ale i rodzice będą się świetnie bawić przy lekturze. Książka Moniki Madejek może być punktem spotkania dla dwóch, a może i trzech pokoleń czytelników.
Moniczko, a gdzie jest recenzja REDAKCJI??? Była przecież, prawda?...
OdpowiedzUsuń