poniedziałek, 5 października 2009

Dzień, jak co dzień

Zaczęło się od wlania oleju do cukiernicy. Nie pytajcie, dlaczego. Po prostu butelka z olejem stała obok woreczka z cukrem i była szósta rano.
Zjadłam śniadanie bez przygód i zabrałam się za szycie. Cisza, spokój. Lewym kątem oka widzę kota śpiącego na kaloryferze, prawym zmieniający się kolor dywanu. Zmieniający się kolor? Zaniepokojenie podniosło mnie na nogi, a one poniosły do łazienki. Zobaczyłam kapiącą spod umywalki wodę. Woda w całej łazience i woda wchodząca do pokoju. Nie będę opowiadać, co działo się przez najbliższe półtorej godziny w oczekiwaniu na pomoc z zewnątrz, ale w wannie leży siedem mokrych ręczników, które na bieżąco w zastraszającym tempie wyciskałam, podczas gdy strumień przybierał na sile. Miednica nie sprawdziła się, bo woda spływała po ścianie. Koniec końców wyrwałam płytkę ze ściany (chwała za olśnienia przychodzące po dwóch godzinach) i zakręciłam zawory.
W międzyczasie wyniosłam miednicę z kocim żwirkiem na balkon. Tylko jej brakowało w tej powodzi. Tymczasem Pędzel się obudził i pomaszerował do łazienki. Spojrzał w miejsce, gdzie zawsze stoi miednica, wychylił się i zaczął gadać oburzony. Ci, którzy znają mojego kota, wiedzą, o czym mówię. Pędzel nie potrafi miauczeć, tylko nadaje w swoim kocim języku. Otworzyłam balkon i wskazałam mu miednicę. Podszedł, spojrzał na mnie wzrokiem mówiącym: "Sama sobie sikaj na balkonie" i - przepraszam - nasrał na dywan...
Łazienka już wyschła. Teraz czekam na naprawę. Zmęczona i głodna usmażyłam sobie pierogi. Gdy z wyrzutami sumienia (obiecałam sobie jak najmniej smażonych potraw) pałaszowałam w pokoju te pyszności, dotarł do mnie zapach smażonego. Pomyślałam sobie, że nie tylko ja grzeszę. Sąsiedzi smażą frytki. Jem sobie, a sąsiadom frytki zaczynają się przypalać. Czy oni tego nie czują? Cóż, nie moja sprawa.
Pierogi zjedzone, grzecznie odnoszę talerz do kuchni, a tam... ciemno od dymu. Nie wyłączyłam ognia pod patelnią.
Kochani, powiedzcie, że to nieprawda, iż jaki poniedziałek, taki cały tydzień. I powiedzcie, co mam zrobić z resztą tego pięknego dnia.
Zasranego dnia:)

4 komentarze:

  1. Oj nie wiem jaką znakeźć pociechę..... ja właśnie nadrabiam zaległości w necie i bardzo wielką mam z tego powodu frajdę :) Oprócz tego właśnie przytachałam do domu wielki wór tkanin od koleżanki :) postaram się tak jakoś telepatycznie przesłąć uśmiech na dobry dzień :) :) :) :**** powodzenia kochana! UWAŻAJ NA SIEBIE!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie opisałaś swój dzień. Dowcipnie , bez nadmiernego wzbudzania sensacji. Piszesz o codzienności a tak miło. Jesteś bardzo ciepłą osobą. Co do pecha to tak bywa.Nic nie poradzisz, trzeba zwykle w zdrowiu dotrwać do końca dnia. Moze to nie prawda,że cały tydzień będzie do d....y.

    OdpowiedzUsuń
  3. wiem, że dzisiaj środa ale już trzeci raz czytam opis Twojego dnia i wybacz... uśmiecham się...
    Nie, nie dlatego, że tak "miło go spędziłaś" ale dlatego iż tak ładnie to opisałaś...
    Buziaki...

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurcze, dla mnie jesteś rewelacyjną felietonistką! Myślałaś kiedyś o tym poważnie?
    Jeśli chodzi o łazienkę - to pocieszę, mnie o takiej wodzie poinformowało grono sąsiedzkie, które zalałam, bo moja spostrzegawczość jest dużo wolniejsza niż Twoja :P
    A co do Pędzla - to tylko jedna kupa - pomyśl, co by było, gdyby go rozwolnienie dopadło?

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za pozostawione słówka:)