niedziela, 14 listopada 2010

Pomocy potrzebuję

Znam adres Świętego Mikołaja. Każdy zna. Wystarczy zostawić list na najbliższej ławeczce i rano już go nie będzie. Mama dostała ten adres od swojej Mamy i przekazała go mi wiele lat temu. Jeśli ktoś nie ma w pobliżu ławeczki, adres można sobie wygooglać.
Tak czy inaczej, czyli z listem czy bez, Mikołaj i tak przyjdzie. A ja potrzebuję adres Czarodzieja Czasu. Jakiegokolwiek. Chyba że jest tylko jeden. Widział ktoś tego Pana? Choć to też o niczym nie świadczy, bo prawdziwego Mikołaja nikt nie widział, a jest.
Może to nie Czarodziej Czasu, a Zaklinacz, Szaman, Wojownik, a może Złodziej? Proszę, adres adresem, ale ja nawet imienia nie znam. Zagubiona nie tylko w czasie.
Czasem zazdroszczę Pędzlowi. Ma dwie ręce (zwane łapami) więcej, więcej włosów, cieplutki kaloryfer do dyspozycji wedle chęci, sen bez zobowiązań, bezgraniczny czar prowadzący prosto do kiziania, zawsze pełną miseczkę, drugą ze słodką śmietanką i własną myszkę do tarmoszenia zrobioną na szydełku przez przyjaciółkę swojej współlokatorki (znaczy mnie). 
Z drugiej strony, gdybym miała dwie łapki więcej, z pewnościę znalazłabym dla nich zastosowanie  i pragnęłabym dwóch kolejnych. Więcej włosów - w sumie gdybym odstawiła depilator, mogłabym zapomnieć o zazdrości. Cieplutki kaloryfer - chyba jednak wolę swoje łóżko z miękkimi podusiami. Sen snem, ale o czym taki kot śni? Wolę sobie przez sen szyć, lepić, znajdować nocnik na plaży, czy nie móc znaleźć ceny na butelce z pastą do podłogi niż śnić kocie niewiadome. I ja nie chrapię. Na pewno nie. Wiedziałabym o tym. Czar jakiś tam mam, a kizianie mam jak najbardziej. Pędzel potrafi się odwdzięczyć. Wiecznie pełna miseczka mogłaby doprowadzić do tragedii, że nie wspomnę o śmietance. A myszka, choćby najpiękniejsza, po co mi ona? Jak nie patrzeć: skoro Pędzel ją ma, to i ja ją mam. Choćby wtedy, gdy mój niewydepilowany lokator po pysznym jedzonku popitym śmietanką śpi na ciepłym kaloryferze pochrapując.
I chyba nie chciałoby mi się lecieć do kuchni na dźwięk otwieranej lodówki z nadzieją, że uda mi się ukraść kawałek szczypiorku (o ile akurat tam jest), pomartretować go żując i wypluwając, by na koniec wepchnąć go pod dywan w przedpokoju.
To ja sobie jednak poradzę z tym brakiem czasu. Dziękuję wszystkim, którzy w trakcie czytania poczuli choć iskierkę litości:)

7 komentarzy:

  1. ... iskierka ode mnie... a jeśli zdybasz ten namiar na gościa od czasu, to daj znać... chętnie go podpytam, gdzie zapodział mój czas... bo też mi go brakuje chronicznie:) pozdrówki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Monisiu pięknie ubrałaś w słowa...swoje skromne życzenie:) Musisz chyba szukać tego złodzieja, bo wiem, że on nagminnie kradnie czas nie tylko Tobie - mnie też:)))Myślę, że łatwiej mu idzie o tej porze roku, bo dzień wyjątkowo krótki. Oj, chciałoby się być kocurką...i mieć święty spokój, o resztę się inni zatroszczą:) Monisiu pozdrawiam Cię cieplutko i nie martw się, wpadaj jak tylko uchronisz dla siebie kilka chwil...przed kradzieżą,pa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Poczulam!!!! SERDECZNE usciski-Ag

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego iskierkę litości? Raczej wraca na twarz uśmiech, a to bardzo dużo. A czas - nie wiem co jest, ale im jestem starsza tym mam go mniej, na wszystko.Ja już tylko ciągle odnotowuje,ze "już piątek". A gdzie się podziewają inne dni?
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też ustawiam się w kolejce oczekujących na adres :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedyś przeczytałam,że nauczyliśmy sie zabijać czas, ale nie potrafimy go wskrzeszać. Niestety.
    Ja mam jak Ty. Całe dnie w pracy, bo dojeżdżam,Potem trup zjada obiad, nauka , bo studiów mi sie zachcialo.Spanie. W domu w tygodniu nic nie robię.A w weekendy do szkoły.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja tez cierpie na niedobor czasu ale milo go "marnowac" na czytanie takich zwierzen :) Od razu buzia sie usmiecha:D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za pozostawione słówka:)