środa, 5 sierpnia 2009

Śniadanie w biurze

Śniadanie w pracy. Nie brzmi to tak słonecznie i pachnąco, jak śniadanie na trawie ani tak dystyngowanie i elegancko, jak śniadanie u Tiffany'ego, ale z pewnością było miło.
Tak się dziś zdarzyło, że dzień zaczęłam od badań. Od czasu do czasu trzeba, by człowiek się nie martwił tym, że może jest się czym martwić. A tak lekkie ukłucie, plaster na resztę dnia, zanim go zdejmiesz masz już odebrane wyniki i cieszysz się z rybiego zdrowia.
Wyniki odbieram po 14stej, więc by mieć czym cieszyć się zanim to nastąpi, kupiłam sobie serek w granulkach (domowa nazwa cottage) i dwie bułeczki chrupiące. Szaleństwo powiecie. Otóż nie. Druga bułeczka była dla Julietty.
Kim jest Julietta? Po trosze latawicą, po trosze sępem, a w całości gołębiem. Nieco rozpieszczonym. Żywiona resztkami z kilku stołów bywalców naszego biura. Wystarczy otworzyć okno, a już słychać - dziwne, bo nie trzepot jak w powieściach lecz świst skrzydeł. Może po świszczących skrzydłach poznaje się niefikcyjnego gołębia? Julietta nic sobie nie robi z bliskości człowieka po drugiej stronie parapetu. Choć wolę myśleć, że sobie robi, że nas lubi, że czeka, że leci do nas jak dziecko z niemym pytaniem: co mi kupiłaś? Bo to taka nasza gołębica. Siedzi i sępi.
I tak dziś przysunełęm sobie krzesełko do parapetu i razem jadłyśmy śniadanie w spokoju biura. Julietta kultury stołu nie nauczona - parapetu tym bardziej - więc kilka razy oberwałam kawałkiem bułki. Z moja kulturą też nie było najlepiej, bo nie mówi się przy jedzeniu, a ja miałam jej trochę do opowiedzenia.
Myślę, że u Tiffany'ego jest nudno.

3 komentarze:

  1. Julietta...ależ mnie zaintrygowałaś tym postem :) świetnie napisane :) Julietta..piękne imię :D

    OdpowiedzUsuń
  2. :D Moniś, zrób jej fotę:Dbo ciekawam jak wygląda:))))uściski for ju:)
    pa

    OdpowiedzUsuń
  3. o! dobry pomysł! czekam na zdjęcie!!!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za pozostawione słówka:)