Pracowita niedziela. Po pracowitej sobocie. Tak to już jakoś mam, że w weekendy nie dopuszczam lenia. Właściwie on nawet nie zapuka do drzwi, więc tym łatwiej. Pewnie leni się gdzieś na słoneczku.
Ostatkami - nie, nie sił lecz malin - zrobiłam ocet malinowy. Dwie wersje: z nutą mięty i bazylii. Już nie mogę się doczekać sałatki nim skropionej. Dwa tygodnie oczekiwania i niebo zastąpi podniebienie.
W te dwa dni zupełnie się zalepiłam, zamalowałam i zaszyłam - jakkolwiek to ostatnie brzmi:) Nadrobiłam zaległości, nadbiegłam, ale jeszcze sporo przede mną do wykreślenia i czystego sumienia. Każdy paznokieć w innym kolorze z przewagą bordo. Małe pranie i problem zniknie.
A teraz wieczór spokojny. Z kuchni pachnie pieczonym chlebem i bazyliowym pesto. Makaron szpinakowy dogotowuje się pyrcząc. Zgłodniałam w końcu.
Dobry film mi się marzy. Czas odkurzyć stare płyty.
Ostatkami - nie, nie sił lecz malin - zrobiłam ocet malinowy. Dwie wersje: z nutą mięty i bazylii. Już nie mogę się doczekać sałatki nim skropionej. Dwa tygodnie oczekiwania i niebo zastąpi podniebienie.
W te dwa dni zupełnie się zalepiłam, zamalowałam i zaszyłam - jakkolwiek to ostatnie brzmi:) Nadrobiłam zaległości, nadbiegłam, ale jeszcze sporo przede mną do wykreślenia i czystego sumienia. Każdy paznokieć w innym kolorze z przewagą bordo. Małe pranie i problem zniknie.
A teraz wieczór spokojny. Z kuchni pachnie pieczonym chlebem i bazyliowym pesto. Makaron szpinakowy dogotowuje się pyrcząc. Zgłodniałam w końcu.
Dobry film mi się marzy. Czas odkurzyć stare płyty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za pozostawione słówka:)