sobota, 1 sierpnia 2009

Anielsko-owocowy dzień

Obstukanie przyszło w nocy. Mailem. „Musisz pisać częściej i więcej”.
Wiem, Kochana. W ten słoneczny letni dzień robię postanowienie noworoczne. Bo to pierwszego sierpnia powinno się robić postanowienia. Bo jutro nie przyniesie zimna, bo dzień nie będzie krótki, bo kolorów więcej od bieli, bo bardziej optymistycznie jakoś. Oto moja petycja – proszę o podpisy!
Sobotni spacer na targ zaowocował wiśniami, czereśniami i morelami. Morele i wiśnie pozbawione pestkowych serduszek pływają już w spirytusie, czereśnie powoli znikają z miseczki. Pycha!
Pędzel od rana okupuje balkon zalany słońcem. Gdyby nie futerko, skóra schodziłaby mu płatami. Natura wie, co robi. Pędzel sen ma twardy. Nie trudno to stwierdzić patrząc na otwarty pyszczek lub przygryziony język, którego nie zdążył schować po kolejnej wyrywającej na chwilę ze snu toalecie, bo sen powrócił nagle.
Ja znów zaszalałam anielsko. Te z masy suszą się w piekarniku, z gliny na biurku, a z papieru na balkonie. Anielsko – owocowy dzień.
I jedna mała refleksja: dziś mija dziesięć lat, od chwili, gdy z dwiema reklamówkami w jednej ręce i z małą rączką sześcioletniego szkraba w drugiej opuściłam dom, który miał być moją ostoją na resztę życia. Wyszło inaczej. Ta reszta życia nie zawsze była anielsko – owocowa, ale warto było, by znaleźć się w tej magicznej chwili.
A wieczorem ukochany Dotyk miłości z ukochanym Val’em Kilmer’em i kieliszek odkrytej podczas wczorajszych porządków w barku butelki kokosowego canari.

1 komentarz:

  1. :D ech, napiłabym się z Tobą:)))) mam nadzieję ze kiedyś będziemy mogły spędzić całą noc na pogaduchach przy pysznym likierze:))))uściski kochana:D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za pozostawione słówka:)