wtorek, 15 września 2009

Szyję sobie

Jakiś czas temu zaprzyjaźniłam się z maszyną do szycia. Od tamtej pory związek nasz ewaluował i zamienił w głębsze uczucie. Najchętniej nie wstawałabym od niej, ale od czasu do czasu obydwie musimy odetchnąć.
Ostatnio królują króliczki. Zakróliczyłam się, zkróliczyłam.
I dobrze mi z tym.
Znajomi znoszą mi ubrania, z których wyrośli lub stracili do nich serce, a ja przerabiam je na łapki, uszka, spodenki na szelkach, kapelusiki. Niektórzy oddają nawet spodnie (ostatnie spodnie - brzmi dobrze) i koszule, gdy widzą moje nimi zainteresowanie, gdy tak podskubuję sprawdzając tkaninę i gdy pewnie dziwnie patrzę. Obawiam się, że niebawem ludzie zaczną obawiać się mnie:)
A mnie bardzo cieszą te rosnące stosiki, które kilka razy dziennie przerzucam, przykładam do siebie i kombinuję, co z nich powstanie. Zamieniłam się w krawcową i chomika. No, może nie zupełnie, bo samice chomika są zdolne do spółkowania co pięć dni i zjadają swoje potomstwo.
Dziś dzień podobny do ostatnich, czyli Mama Królikowa. Z jednym wyjątkiem: od kilku dni chodziło za mną ciasto za śliwkami i dziś wieczorem sen się ziścił. Troszkę się spiekło, ale cóż - nie byłabym sobą. Syn powiedział mi kiedyś, że jak będzie miał problem z zerwaniem z dziewczyną, poprosi mnie o upieczenie ciasta i przyprowadzi ją do domu.
Czasem jednak nachodzi mnie ochota na zjedzenie potomstwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za pozostawione słówka:)